Beskid Niski 2
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Wreszcie chwila wolnego to można usiąść do pisania relacji z mojego wypadu w Beskid Niski .Zaległy urlop trzeba jakoś wykorzystać, szef gdzieś na trekingu wokół Annapurny, więc zaledwie po tygodniu przerwy znów ruszam w kierunku gór - tym razem z Agnieszką . Niestety Aga w niedzielę musiała beatyfikować papieża i ruszyć mogliśmy dopiero tego dnia wieczorem. Analiza rozkładów komunikacji publicznej nie pozostawiła wątpliwości - niebieska strzała nie będzie drzemać pod ursynowskim blokiem, lecz gdzieś pod beskidzkimi sklepami .
Ruszamy w poniedziałek późnym poniedziałkowym rankiem przez Radom, Sandomierz i Rzeszów. Niestety szybko wyszło, że raczej tego dnia nie połazikujemy w okolicach Radocyny, gdzie planowaliśmy pierwszy nocleg przy okazji zreśrodkowania rajdu SKPB Warszawa. Po drodze decydujemy się wyskoczyć na obiad na Słowację. Niestety pierwsza większa wieś była opanowana przez lokalnych Romów i w końcu lądujemy w Bardejowie, gdzie zachwycamy się miejscową starówką.
Po sesji fotograficznej udajemy się na poszukiwanie lokalu, który da nam trzy składniki:
- czapowaną kofolę
- czesnakovą
- hranolki i vyprazany syr.
W końcu udaje sie nam to znaleźć dopiero w lokalu, który Aga na wstępie skreśliła jako zbyt luksusowy . Po obiadku szybkie zakupy i mkniemy w kierunku Radocyny. Rozbijamy Agnieszkową willę i udajemy się do ogniska, gdzie tkwimy do niemal świtu .
Niestety noc nie należy do najcieplejszych. Rano zaś budzą nas śpiący obok przewodniccy weterani ;-(. W końcu ruszamy przed południem do Smerekowca, gdzie planujemy zacząć naszą pierwszą naszą dwudniową pętelkę. Niebieska strzała zostaje pod miejscowym spożywczakiem, a my ruszamy zielonym szlakiem w kierunku Magury Małastowskiej. Jak to na terenie PTTK Gorlice nie obyło się bez szukania szlaku... Po jakiejś godzinie zaczynam odczuwać brak porannej kawy - sił mi dodaje jedynie perspektywa tegoż napoju w Bacówce na Magurze Małastowskiej.
W bacówce przeraża nas lekko brudna podłoga. Stan wychodków również nie napawa entuzjazmem ;-/. Obsługę trzeba wywoływać z dworu. Działa jednak dość sprawnie i winda niedługo przywozi upragnione napoje i pieczątkę .
Napici ruszamy dalej na Przełęcz Małastowską, gdzie odwiedzamy cmentarz okresu I wojny światowej.
Tuż nad Banicą dopada nas deszcz. Przez pole na skróty uderzamy w okolice Gościńca Banica. Przy nim spotykamy grupę rajdu SKPB prowadzoną przez bardzo dobrych znajomych Agnieszki. Decydujemy się zostać rozbijając się strugach deszczu. To później powoduje drobny zgrzyt z właścicielem gościńca. Ogólnie zresztą mamy wszyscy odczucia, że najbardziej przyjaznymi turyście lokatorami tego przybytku są wszędobylskie zwierzaki. Coprawda płacimy 5 zeta od łba, ale możemy de facto tylko się załatwiać w kibelku...
Okazuje się, że dla grupy rajdowej jesteśmy pewnym wybawieniem, bowiem pogoda uniemożliwia gotowanie na ognisku, a my mamy epigaz. Rozpoczyna się więc nielada wyczyn czyli ugotowanie obiadu dla 7 osób na jednym palniku . W trakcie obiadu kolejny zgrzyt - gospodarz chce zamykać budynek gościńca. Łaskawie jednak pozwała nam zostać do końca posiłku. Rozchodzimy się do namiotów i zapadamy w sen... Tym razem ubrałem się cieplej .
c.d.n.
Niestety brak czasu sprawia, że będę Wam serwował telenowelę... .
W środę budzą nas okrzyki sąsiadów - Śnieg spadł. Nie wierzymy, ale odsunięcie wejścia do namiotu potwierdza zasłyszaną informację - śniegu spadło tyle, że nawet daje radę ulepić bałwana .
Po wspólnym śniadaniu rozstajemy się z ekipą rajdu i ruszamy żółtym szlakiem w kierunku GSB przez Krywe ruszamy w kierunku Powych Wierchów. Ze zdziwieniem konstatuje, że w PTTK Gorlice chyba wzięto sobie do serca moją zeszłoroczną epistołę - oznakowanie szlaku poprawiło się znacząco - nawet czasem prowadząc do absurdu jak trzy znaki na jedym (coprawda rozgałęzionym drzewie).
W sumie jednak jest o wiele lepiej - rok wcześniej na poniższym zdjęciu byłby tylko napis do szlaku 800 m...
W końcu schodzimy do Zdyni i asfaltem udajemy się do Smerekowca. Tu mijamy dawną cerkiew...
i lądujemy przy niebieskiej strzale, która już zdołała zaniepokoić miejscowych. Samochodowo zaliczamy jeszcze cerkiew w pobliskim Skwirtnem.
oraz kościół w Sękowej. Na nocleg wbijamy się do chaty SKPB w Teodorówce.
Czwartkowa pogoda nie napawała entuzjazmem, dlatego atakujemy skansen przemysłu naftowego w Bóbrce oraz pierwszą słowacką knajpę za Barwinkiem . Na noc wracamy do Teodorówki.
c.d.n.
Ehhh ten brak czasu... Na chwilę oderwę się od pracy i wreszcie skończę moją opowieść.
W piątek 6 maja wsiadamy do błękitnej strzały i kierujemy się do Tylawy gdzie tradycyjnie parkujemy auto pod sklepem. Stąd ruszamy doliną Smereczka do Olchowca.
Po trzech godzinach lądujemy koło cerkwi w Olchowcu.
Oglądamy cmentarz i po posileniu się batonem idziemy w kierunku Barani, jedna w pewnym momencie niezbyt legalnie trawersujemy zbocze, aby wbić na szlak graniczny już za szczytem - chcemy zaoszczędzić troszkę czasu, aby rozbić się na przełęczy Szarbowskiej jeszcze za dnia. Gdy docieramy na nią ze zwieniem odkrywamy, że piękna polana widoczna na mapie istnieje tylko na niej. Przechodzimy na Słowację i po jakimś czasie znajdujemy polanę, gdzie się rozbijamy. Kolacja i idziemy spać. Rano budzi nas mżawka. Z ambitnych planów zostaje w tych warunkach tylko zejście do Barwinka i asfalting do Tylawy.
W niedzielę rano ruszamy do Wawy.
Zapraszam do Galerii na Picasie
Apetyt rośnie w miarę ... patrzenia
Niestety pierwsza większa wieś była opanowana przez lokalnych Romów i w końcu lądujemy w Bardejowie,
A co to była za wieś?