Przez dwa Beskidy w drodze na zlot...
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
... czyli trochę Małego i Makowskiego w pigułceWiem, dość dawno mnie tu nie było, ale może wybaczycie
4:30 budzik drze się w niebogłosy!!! No ale wstaję. Kawusia i godzinę później idę na znaną co niektórym zieloną stację powitać Świstaka. Po kolejnej godzinie wyskakujemy z busa przy kuźni w Jagódkach i zaczynamy wspólne dreptanie. Chłodno, ale dość szybkie tempo rozgrzewa mocno. W zasadzie to na samym początku następuje pierwsza, dzisiejszego dnia, zmiana planów (dobrowolna). Uderzamy na Groń nie czarnym szlakiem, ale serduszkami. I chyba był to bardzo dobry pomysł ze względu na widoki
Mijamy puściutkie, jeszcze uśpione schronisko i idziemy na Leskowiec. Królową widać, ale będą również ledwo widoczne Taterki
Szczytowe piwko i kanapka i robimy mały chaszczing w stronę Polany Semikowej (drugie odstępstwo od planowanego szlaku - również dobrowolne).
Teraz grzecznie, tak jak planowaliśmy, schodzimy MSB w stronę Krzeszowa. Widoki wypalają ślepia, robi się wręcz upalnie, ściągamy polary i zaiwaniamy dalej
Gdy widać już Krzeszów i górującą nad nim Żurawnicę, w polach gubimy znaki (odstępstwo trzecie - niezamierzone). Tak się fajnie gada w drodze, że w końcu musimy pytać jakiegoś miejscowego, jak dojść do słynnej Arizony A tam piwko
Małe zakupy w sklepie i lekka burza mózgów. Prawdę mówiąc przeraża mnie perspektywa podchodzenia pod Żurawnicę czerwonym szlakiem i proponuję zielony z uwagi na Kozie Skałki, których jeszcze nie widziałem (odstępstwo czwarte - świadome). Wybór okazuje się słuszny z uwagi na zwiedzanie przepięknego kościoła w Krzeszowie, Kozie Skałki właśnie oraz widoki ze szlaku. Acha no i jeszcze sklep "U Jędrusia" po drodze
Żurawnica od tej strony okazuje się być nie taką piekielnicą jak czerwonym i po kilku chwilach szczytorozmyślań idziemy na Carchel. Tu kawusia i jedzonko. W międzyczasie kontaktuję się z Jolantą, która deklaruje się poczekać na nas w Stryszawie przy GOK-u. Mijamy Gołuszkową Górę podziwiamy Żywiecki i zaczynamy schodzić czarną ścieżką rowerową do Stryszawy. Nie bardzo chce się nam asfaltingować, więc szybki telefon do Prababci:
- Joluś przyjedziesz po nas???
- A kaj żeście są???
- No tam i tam.
Po może 10 minutach zza zakrętu wypada na trzecim!!! biegu znajome małe autko. Radość powitania i po chwili mkniemy w stronę PTSM-u. Na miejscu już jest część ekipy, część poszła na spacer, a część jeszcze nie dotarła W końcu odnajdujemy się wszyscy i zaczyna się Zlot
Poranek to oczywiście integracyjne śniadanie, debata nad terminem i miejscem kolejnego zlatywania się, sprawa Gibasów itp itd. Potem następuje najsmutniejsza część zlotu, czyli czas pożegnań. I do domu...
ChciaŁbym podziękować wszystkim, z którymi spędziłem tak miło ten weekend czyli Indze, Asi zwanej Krysią, Iskarii, Brombelli, Czarownicy, Lisicy, Doris, Zuzi, Markowi, Mańkowi, Jardo (nasz gość z Republiki Czeskiej), Ufokowi, Dawidowi, Wojtasowi, Piotrowi, Lowellowi, Brzydalowi, Marcusowi, Szymskiemu, Mateuszowi, Djinnowi oraz Angiemu.
Szczególne podziękowania dla Frani za transport do domu (prawie, że do samego pokoju ) oraz dla Świstaka, za niezapomniane kilka godzin w trasie. Do następnego
Komplet wypocin tradycyjnie po kliku w obrazek:
Panoramki fajne, a i pogoda się wam udała tak na styk chyba. Widać (zwłaszcza po minach, coraz weselszych) że zlot się udał