Małe Pieniny, Pieniny, Beskid Sądecki 19
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Mijający rok 2011 rozpoczynałem z postanowieniem, że w każdym z miesięcy spędzę przynajmniej 2 dni w górach. Podobne zobowiązanie podjąłem już w 2010 r., ale wyszło inaczej. Na szczęście w ciągu pierwszych 11 miesięcy bieżącego roku udało się plan wykonać - teraz wystarczyło złapać odpowiedni moment w grudniu. W końcu udało się . Pierwotny plan zakładał wyjazd w niedzielę z rana i szybki przemarsz przez Dzwonkówkę na Bereśnik. Nawet kupiłem bilety, ale męczące mnie zatrucie pokarmowe sprawiło, że nie miałem siły nawet się spakować. Pozostało więc zmienić plany i wyjechać nocnym autobusem do Szczawnicy. Tak też zrobiłem.Na 10 minut przed planem autobus zameldował się w poniedziałkowy ranek na Szczawnickim dworcu PKS. Szybka przebiórka i oczekiwanie na autobus do Jaworek. Ten się spóźniał, a jak w końcu dotatł do minął w pełnym pędzie OBOWIĄZKOWY przystanek!!! Nieco skonsternowany postanowiłem jednak nie czekać godzinę, a wdać się w pertraktacje ze stojącym taksówkarzem - stanęło na tym, że za 20 zyl podwiózł mnie pod sam szlak w Szlachtowej. Tu jeszcze o czołówce ruszam na grzbiet Małych Pienin, który zamierzam przeciąć i zejść na Słowację. Po jakiś 40 minutach mijam bacówkę z zachęcająco uchylonymi drzwiami sąsiedniego pomieszczenia gospodarczego. Po dalszej godzinie przekraczam granicę i ląduje u braci Słowaków witających mnie takim widokiem.
Schodzę powoli w kierunku Lesnickiego sedla.
Stąd ruszam w kierunku Czerwonego Klasztoru.
Śniegu góra po kostki. Około 13 docieram do bram Czerwonego Klasztoru z wizją zwiedzania i zdobycia kolejnego razitka. Niestety odbijam się od kasy zamkniętego z przyczyn technicznych muzeum. Pozostaje poszukać jakiejś knajpki na obiad. Okazuje się to dość trudne - w końcu znajduję otwarty lokal, niestety nie czapujący kofoli . Tą po obiedzie kupuję w 2 l opakowaniu obok. Pozostaje przekroczyć tylko Dunajec i udać się na nocleg do Schroniska Trzy Korony.
W schronisku dostaję za 35 zet dwójkę z własną łazienką i praktycznie zaraz uderzam w kimonono. Po drzemce piwko i idę dalej spać. Gospodarzy tutaj syn p. Gienka Ogrodowicza z Hali Krupowej i widać po nim, że wyszedł spod dobrej ręki. Mimo, że schronisko trąca lekko hotelem górski pobyt w nim wspominam bardzo miło.
We wtorek rano robię sobie śniadanko, biorę termos wrzątku i ruszam w jakże innych okolicznościach w kierunku przeł. Szopka przez Wąwóz Sobczański.
Na przeł. Szopka pusto - zaczynam się zastanawiać co dalej, pogoda zdecydowanie siadła. Zarzucam pierwotny plan wejścia na Trzy Korony i ruszam w kierunku Krościenka. Tu de facto mijam chyba jednych napotkanych przez te trzy dni turystów. W Krościenku odwiedzam Muzeum PPN, gdzie me serce radują trzy nowe razitka. Odpoczywam trochę, sprawdzam stan butów i stwierdzam, że ruszam przez Dzwonkówkę na Bereśnik jak planowałem w wariancie B (wariant C obejmował dojazd do Szczawnicy i wejście na Bereśnik przez Bryjarkę). Mijam kuriozalną nazwę ulicy...
Widoki słabe...
Na pół godziny przez Dzwokówką ktoś postawił sobie bacówkę...
Tuż przed zmrokiem docieram na Dzwonkówkę i w ostatnich chwilach dnia ruszam w kierunku bacówki pod Bereśnikiem. Po jakimś czasie zakładam czołówkę. I dopiero po zmroku okazuje się, że w sumie znany mi szlak powoduje wiele przykrych niespodzianek - zwykle tam, gdzie były większe rozwidlenia dróg. Pobłądziłem trzy raz, szedłem dobre 1,5 h zamiast 45 min - dziękuję wam znakarze PTTK Nowy Sącz :-]. Szczęśliwie docieram jednak w końcu do bacówki, gdzie pod nieobecność Remika gospodarzą dwa Jacki. Zjadam pyszny obiad, raczę się dobrymi piwkami, a z głośników sączy się turystyczna muzyka. Trochę pogaduch z dużym Jackiem, trochę czytania w towarzystwie kotów i idę spać.
W środę znowu totalna zmiana aury. Świeci piękne słonko. W trakcie śniadania dociera także Remik, plan wyjścia na autobus o 11.05 spala więc na panewce na rzecz pogaduch z najlepszym chatarem między Odrą a Bugiem. W końcu jednak ruszam, aby złapać autobus o 11.55. Z megaszybką przesiadką w Krakowie ląduje w Skierach wieczorem.
THE END - dla dociekliwych link do całej F O T O R E L A C J I
Mijam kuriozalną nazwę ulicy...
najwyraźniej w Szczawnicy znają jeszcze jakiegoś innego Karola Wojtyłę, nie-papieża? np. Karola Wojtyłę-flisaka albo Karola Wojtyłę-pszczelarza?
Karola Wojtyły - kardynała
...
Obłędna fotka Nie byłem tam chyba ze cztery lata Dzięki za relacyje.
Niesamowity widok z tego bufetu
Słodziak
Świetna wycieczka! Szkoda, że pogoda nie dopisała...
Gratulacje osiągnięcia postanowienia na 2011 rok