ďťż

Tam, gdzie licho nie śpi

Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007

Wyprawa majówkowa zaplanowana była już od dawna - postanowiliśmy zmierzyć się z lichem w mało uczęszczanych rejonach Przedgórza Sudeckiego, po czym zakończyć ją u Bogdana w Zygmuntówce. Plan udało się zrealizować, choć walkę z lichem przegrywaliśmy niejednokrotnie...

Piątek
Piątkowym rankiem zaatakowało po raz pierwszy - Kaper zapomina karty do aparatu, a ja prawie nie zabieram śpiwora. W Opolu spotykam się z Eco i wsiadamy w Regio na Wrocław. Podczas podróży kolejny atak - nie dość, że zaczyna lać jak z cebra, to okazuje się, że autobus, którym mieliśmy jechać na Jordanów, nie istnieje... We Wrocku na dworcu czeka już Kaper z Młodym - po 40 minutach podjeżdża kolejny autobus na Jordanów z burczącym kierowcą ("nie macie drobnych?!", "ja też dopiero przyjechałem", "ulga studencka? co to za dziwadło?!"). Chłopaki są nieco niepewni, czy dobrze zamknęli klapę bagażnika i nasze plecaki czasem nie zostaną gdzieś na szosie, ale ruszamy w drogę. Ruszamy dość wolno, bo najpierw godzinę wydostajemy się z zakorkowanej stolicy Śląska. Około 18.30 dojeżdżamy do Jordanowa (na szczęście już nie leje i jest nawet przyjemna pogoda). Szukamy zaznaczonej na mapie knajpy, ale jej rezultatem jest jedynie śmiech miejscowych ("knajpa jest tutaj" - wskazują sklep). Robimy zakupy i ruszamy w kierunku Jańskiej Góry. Za rogatkami Jordanowa (jest tu solarium, ale knajpy nie ma?? skandal) robimy sobie taktyczny postój, spożywając napój turystów z pianką, i powodując takie zainteresowanie kierowców, że zaczynamy się obawiać, czy czasem nie spowodujemy też wypadku.

Pierwszy nocleg to skraj lasu i łąk pod Jańską Górą - całkiem przyjemne miejsce. Rozbijamy namioty, zbieramy drewno (na początku są z tym problemy) i robimy ognisko. Słoneczko zachodzi, jest ciepło (prognozy były znacznie gorsze), więc wędzimy siebie (oraz zapiekanki a Młody też kotleta) w dymie. Winem wznosimy toasty za księcia Williama i Kate, licząc na to, że też o nas pomyślą, choćby w czasie nocy poślubnej. W środku nocy nagle w oddali pojawia się samochód, jadący jakby w naszą stronę - nie wygląda to ciekawie. Potem światła gasną i uspokajamy się, ale po kilkunastu minutach widzimy, że ktoś czai się w krzakach

- Nie kryjcie się i tak was widzimy! - wrzeszczy Kaper. Wychodzi dwóch facetów, w tym jeden w typie miśkowatym. Okazuje się że nasz ogień widać w najbliższym przysiółku (mimo, iż jesteśmy schowani za drzewkami), a miejscowi często robią w okolicy ogniska i myśleli, że to ktoś od nich (lub z sąsiedniej wsi, z którą nieco wcześniej mieli tam bitkę ). Siedzą chwilę z nami (zostawiając nam butelkę po Lechu ) i wracają do auta, gdzie zostawili jakąś wystraszoną białogłowę. My powoli kończymy ognisko i gramolimy się do namiotów.

Sobota
Szczęśliwym przypadkiem udaje mi się wstać na wschód słońca - wychodzę za potrzebą, a tam wstaje czerwona tarcza Wracam do namiotu:
- Co tam na dworze? - mamrocze Andrzejek.
- A nic, słońce wstaje.
- Aaa, to spoko.
I po chwili zrywa się:
- Ale poważnie?
- No tak, czerwona tarcza nad ziemią.
Eco wybiega z namiotu z aparatem, ja po chwili za nim. Komentujemy widoki, przy okazji budząc załogę drugiego namiotu . Jak się okazuje, był to jedyny wschód słońca, jaki udało nam się obejrzeć, choć Andrzej ambitnie planował co najmniej kilka. Po śniadaniu odnajdujemy położoną niedaleko wieżę widokową - pierwszą Wieżę Bismarcka z lat 60. XIX wieku. Przepiękny obiekt, potężnie zaniedbany, aż strach wchodzić. Za parę lat może zostać kupą kamieni. Potem na azymut (głównie wzdłuż pól rzepaku) schodzimy do Sokolników, gdzie fotografujemy dworek, i dalej, asfaltem, do Olesznej. Tam, oprócz dwóch dworków i kaplicy cmentarnej, nasz największy entuzjazm budzą otwarte sklepy i wiata przystankowa.

Rozsiadamy się, a wkrótce ochoczo dołączają się do nas miejscowi panowie i dyskutujemy o tym i o owym ("Ja dużo piję. Jak żona się mnie pyta, czemu tyle piję, to mówię jej - bo muszę na ciebie codziennie patrzeć" ). Trochę nam się zasiedziało, więc pakowanie i znowu asfaltem drałujemy do Słupic, daremnie próbując złapać stopa. W Słupicach znowu siadamy pod sklepem, gdzie jest gustowna wiata. Próbuję się umyć w gnojówce (wygląda całkiem czysto), ale miejscowa pani nakazuje sprzedawczyni dać nam wodę ze swojego domu (w wiaderku przeznaczonym do sprzedaży ), więc dokonujemy kulturalnej kąpieli. Eco przygotowuje zupę szparagową, a potem jeszcze jajecznicę, którą spieprzy (dosłownie - wsypał tam pół paczki pieprzu!). Od tej pory wiemy, że licho wciela się w postać Andrzeja (potwierdza to kupione paskudne, tanie ciepłe wino, do którego picia zmuszają i mnie).

Po jedzeniu podążamy zielonym szlakiem w upalnych promieniach słońca, jednak koło Janiszyna zaczyna grzmieć. Niech to licho! Przyśpieszamy kroku (choć ciężkie plecaki dają o sobie znać), żeby dojść jak najdalej przed burzą. Ta w końcu odpuszcza, ale robi się chłodniej, a za Zamkową Górą (podejście krótkie, ale masakryczne), zaczyna siąpić. Niech to licho!

Dzisiaj dołącza do nas Buba z ekipą, która miała rozbić się gdzieś nad Gilowem na skraju lasu i łąki. Skraj okazuje się... środkiem lasu, co najszczęśliwszym rozwiązaniem nie jest, bo rano okazuje się, że namiot Eco ma dziurę po jakimś małym drzewku. Udaje nam się rozbić względnie szybko przy minimalnym siąpieniu, ale po krótkim pobycie przy ognisku zaczyna lać ostro. Ewakuujemy się do namiotów - namiot Toperza i Buby mieści dużo za dużo osób. Po jakimś czasie uciekam do namiotu Kaprów, gdzie potem pojawia się Andrzej i poza rozlewaniem cytrynówki dokłada jeszcze rozwalenie namiotowego kijka (próbował jeszcze uciec w moich butach). Na szczęście przestaje padać, więc ostatnie godziny spędzamy znowu przy ognisku.

Niedziela
Rano licho trochę odpuszcza, więc zwijamy namiotu z tego obozowiska niczym z lasu Sherwood ("jaką ksywę miał Mały John"?) i pokrzywami schodzimy do Gilowa. Tam kolektywnie siadamy pod sklepem-agencją pocztową, znowu budząc zainteresowanie miejscowych. Większość osób składa bagaże do wozu Buby i polami oraz lasami przechodzimy do Piławy, mijając po drodze m.in. stary wapiennik. W Pilawie przykra niespodzianka - pizzeria jest czynna dopiero od 15 . Nic to - robimy zakupy i obiad, w postaci jajecznicy, spożywamy w ogródku knajpowym (część osób się myje). Większość ekipy wraca do domu a nasza czwórka plus Iza i Ania rusza w dalszą drogę. Po asfalcie idzie się ciężko, zaczynają mi siadać łydki i stopy, ale iść trzeba. Na początku trochę straszą nas deszczowe chmury, ale wkrótce się przejaśnia i nieśpiesznie podążamy wzdłuż kolejnych pałacyków, ruin, stodół oraz przejechanych kotów.

Przeklinając każdy niesiony litr płynu przecinamy asfaltem Myśliszów, aby w końcu rozbić się pod Górą Parkową nad Bielawą. Dobre miejsce, z ogrodzonym ogniskiem, nikt nas nie niepokoi, więc kolektywnie pieczemy kiełbaski oraz raczymi się swojskim winem od Eco. Jedyny minus to taki, że w nocy coś mnie paskudnie pożarło w namiocie .

Poniedziałek
Ranek wita nas piękną pogodą, choć na wieży na Parkowej Górze licho nieśmiało o sobie przypomina - nad Sowimi czają się chmury (podejrzewamy też, że to wina Waldiego, który kracze przez telefon). Schodzimy do Bielawy (tam żegnamy się z Anią), gdzie ku naszej radości odnajdujemy bar Muszka . Po przerwie i zakupach idziemy w kierunku Kamionek. Po drodze licho przybiera postać dwóch niegroźnych staruszków z kijkami, którzy kierują nas na złą drogę kończy się to tym, iż rozdzielamy się - z Kaprem schodzę dość przypadkową ścieżką do końcówki Pieszyc, gdzie pierwszym autem łapiemy stopa do centrum Kamionek. Tam zaczyna lać, więc na resztę czekamy pod przystankiem. Niestety, albo licho, albo głuchota Młodego sprawiła, że się nie dogadaliśmy, bo Andrzej, Młody i Iza leśnymi dróżkami idą od razu w kierunku przełęczy Jugowskiej. Sami nadaremnie próbujemy złapać stopa w tamto miejsce, w końcu podjeżdżamy dwa przystanki MZK i powoli człapiemy na górę piechotą. Nie muszę dodawać, że mam dość, stopy krzyczą mi "obetnij nas", siada też kolano. Dobrze chociaż, że już nie pada. Na przełęczy spotykamy Waldiego i razem schodzimy do schroniska, gdzie Eco i Młody już zabawiają Bogdana rozmową (Iza wróciła do domu).

Zostawiamy plecaki i na luźno ruszamy na Sowę, choć, szczerze mówiąc, idzie mi się niewiele lepiej. Mijamy różnych debili na motorach i pijanych harcerzy, a także palące się ogniska bez obsługi (zupełnie jakby ktoś przed nami szedł i co wiata to rozpalał ogień). Przy okazji dowiadujemy się o nowinach z dalekiego świata - podobno zabito jakiegoś terrorystę, była jakaś beatyfikacja czy cuś. Na Sowie kilka zdjęć i schodzimy do Eulenbaude na znakomitego Opata, po czym wracamy do Zygmuntówki.

Wreszcie jakaś kąpiel, czyste ubrania i siadamy do stołów - oprócz nas jest jakaś grupa poznańsko-pomorska z gitarą, ale śpiewy zostają drastycznie przerwane przez żonę Bogdana i jakiś wyimaginowanych skarżących się, że ich dziecko 10 po godzinie 22 nie może spać . Ponieważ grożą nam odcięciem światła (ciekawe jak ) schodzimy na dół do ogniska. Tam od czasu do czasu zagląda też Bogdan, rozmawiamy, opowiadamy, piwkujemy, flaszkujemy, pieczemy kiełbaski i odklinamy licho. Na końcu na posterunku zostaję tylko ja i Eco, ale ponieważ robi się zimno, to wracamy do pokoju.

Wtorek
Rano szok - za oknem wali śniegiem! (mimo, że z 2 godziny wcześniej nic na to nie wskazywało, choć znowu padał deszcz) Schodzimy na znakomitą Bogdanową jajecznicę, a śniegu coraz więcej! Mamy więc wszystkie cztery pory roku w ten weekend! Pakujemy się i wychodzimy w niezłej zamieci - auta, stojące pod schroniskiem, raczej nie mają szans na wyjechanie (co mnie wcale nie martwi - jak ktoś wozi dupsko pod same drzwi, to niech potem cierpi). Na przełęczy drogi prawie nie widać - jakieś słabe ślady i nic po za tym. Widać, że zima znów zaskoczyła drogowców. Z Waldim bardzo wolno zjeżdzamy w dół, co dla auta kończy się urwaniem wycieraczki. Niżej wcale nie jest lepiej - po prostu środek zimy, wszystko zasypane!

Waldi wysadza nas w Ludwikowicach - na dworcu obawa, czy pociąg w ogóle przyjedzie. Ale jest, kilka minut opóźnienia, ale szynobus przyjeżdża! Jedziemy w ciepełku i nagle przed samych Wałbrzychem licho zrzuca drzewo na tory! Po krótkiej chwili chłopaki wychodzą i odciągają drzewo - można jechać!

W Wałbrzychu na dworcu wygląda, iż wszystko jest ok - za pół godziny mamy pociąg na Wrocław. O, naiwni! "Pociąg jest opóźniony 120 minut" - to ostatni komunikat jaki słyszymy tego dni na dworcu. Wkrótce potem okazuje się, że od Jeleniej i dalej w kierunku Wrocławia nie ma prądu, więc nic nie pojedzie - nawet szynobusy zatrzymano, bo tory są zawalone, a spalinówek PR nie ma, bo po co? ot, polskie koleje. Okazuje się, że dotarliśmy tam ostatnim możliwym pociągiem. Rozkładamy się na dworcu i ze spotkanymi innymi turystami robimy imprezę w pełnym tego słowa wydaniu właściwie wszyscy dobrze się bawią i już się nastawiamy na nocleg na dworcu (kilka minut dalej jest nawet sklep), bo ponoć z Wałbrzycha niczym nie idzie się wydostać, tylko Eco jakiś taki nerwowy i krzyczy, że rano chce iść do roboty... Pracoholik jakiś czy co?

Po kolei nie wytrzymują napięcia kolejni czekający na pociąg - jakiś gość postanawia jechać do Wrocławia na rowerze - samobójca, czy co?? Po pięciu godzinach w końcu decydujemy się poszukać jakiegoś busa - na PKS ciężko liczyć, ale w końcu cudem wbijamy się w prywatny autobus (liczba chętnych zaskoczyła też kierowcę) i jakoś udaje nam się opuścić tę kolejną, polską klęskę żywiołową. Z Wrocławia, na szczęście, udaje nam się jakoś wydostać.

Fuu, to się rozpisałem. Zdjęcia wkrótce, jak je ogarnę



tylko Eco jakiś taki nerwowy i krzyczy, że rano chce iść do roboty... Pracoholik jakiś czy co?

Po kolei nie wytrzymują napięcia kolejni czekający na pociąg - jakiś gość postanawia jechać do Wrocławia na rowerze - samobójca, czy co??

zdjęć też jest sporo:

https://picasaweb.google.com/PudelekIII/TamGdzieLichoNieSpiPrzedgorzeSudeckieIGorySowie#
Małe pytanie: jak oceniacie Namysłów niepasteryzowane ? Warto ?


osobiście nie jestem wielkim fanem Namysłowa, ale na przystanku wszyscy zgodnie oceniliśmy, że smakuje nieźle. Generalnie podeszło mi lepiej niż normalny Namysłów
Jako ze 30.04-1.05 tez sie kręcilismy w okolicach Ślęży, Strzelina i Ząbkowic to tu troche naszych zdjec:

ze zwiedzanych pałacykow:
https://picasaweb.google.com/czeburiek/201104_palacyki_kolo_Strzelina_i_Zabkowic#

z imprezy nad Gilowem
https://picasaweb.google.com/czeburiek/201104_BiwakNadGilowem#
Jak zwykle fajniuśka relacja, po takiej sam się zastanawiam czy ma sens dorzucać swoją...
Poranne piatkowe Licho i mnie zaatakowało, jadąc z plecakiem do pracy chciało mi wyrwać wino. Nie dałem się
Z niejednego garnka się jadło, ale Bogdanowe jajecznice to uczta dla podniebienia! Zresztą pierogi również jedne z lepszych jakie się jadło...

No cóż, czas wspaniałej wędrówki, ognisk, przygody pozostał bezcennym wspomnieniem. Pora planować kolejny wypad

- Co tam na dworze? - mamrocze Andrzejek.
- A nic, słońce wstaje.
- Aaa, to spoko.
I po chwili zrywa się:
- Ale poważnie?



Mijamy różnych debili na motorach i pijanych harcerzy, a także palące się ogniska bez obsługi (zupełnie jakby ktoś przed nami szedł i co wiata to rozpalał ogień). Przy okazji dowiadujemy się o nowinach z dalekiego świata - podobno zabito jakiegoś terrorystę, była jakaś beatyfikacja czy cuś.

jak po wojnie to wyglądał odcinek szlaku z Kamionek na przełęcz - zmasakrowane drzewa rzucone na ścieżki, a ty męcz się człowieku i zastanawiaj, którą iść...
A to ścięte czy powalone?
ścięte, pozrzucane na drogę i to w tak nieszczęśliwym miejscu, że akurat ścieżka się rozdzielała. Znaków żadnych - ja poszedłem w lewo, Kaper w prawo ale nigdzie nic nie było zaznaczone. W końcu stwierdziliśmy, że gdzieś dojdziemy - po jakiś 500 metrach, lub kilometrze, w końcu znaki znaleźliśmy, ale nakląłem się strasznie.
No to dorzucę trochę swoich zdjęć

https://picasaweb.google.com/108616128614577661298/LichoNieSpiPogorzeSudeckieWeekendMajowy2011#
Jak zwykle z sporym opóźnienie zarzucam swoją fotorelację:
https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#
https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606639899774092034

dokladnie eco...ciezko przetrwac zime.. troche namiastke tego daje biwakowania w bunkrach ale to nie to samo co pod niebem pelnym gwiazd...

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606640602137962402
jak ja uwielbiam takie pompy!!! dzialala???

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606642163674596018
oj tam taka katastrofa!!!! nieszczescie to by bylo jakbys cos rozlal.. a w ten sposob plyn i tak trafil tam gdzie mial... a ze troche szybciej??

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606643329228673970
zgadzam sie z przedmowca!!! ja jeszcze kocham firletki- ale to juz takie typowo letnie kwiaty

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606643597849735202
chyba caly dolny slask mozna by tak nazwac... no moze oprocz terenow wybitnie turystycznych i najblizszych okolic duzych miast...

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606643611640784690
sianko? az by sie chcialo moc spedzic tu noc!!!

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606644984996619394
moze to ilosc browarow ktore jakas ekipa wypila na rajdzie??

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606645077206722498
tym razem laskawie dali wam jesc?

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606645414827882946
spotkala ich zasluzona kara!! bez sensu tak autem pod same drzwi... nie mogli na przeleczy aut zostawic?

https://picasaweb.google.com/102994867625251629425/PrzedgorzeSudeckieGorySowie2904201103052011r#5606645620580914738
prawdziwa impreza to by sie zaczela jakbyscie wszyscy musieli tam na noc zostac!! jakby miasto sie zakorkowalo na amen! moze nawet jakie ognicho w holu dworca z ławeczek by bylo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nasza-bajka.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.