ďťż

Góry Stolowe

Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007

W Gory Stolowe wyjezdzamy w piatek popoludniu. Suniemy z Wroclawia na poludnie kawalek obrzydliwa glowna droga pelna tirow (ale na szczescie maly to byl kawalek). Szybko zjezdzamy w ciemne uspione wioski i zasniezone serpentyny przeleczy Sowich Gor. Robimy zakupy gdzies w malym sklepiku pod Dzierzoniowem, nie znajdujemy zrodla zarcia w odpicowanym Karłowie i jakos tak wychodzi ze dwukrotnie wjezdzamy do uroczego miasta Radkow, obiecujac sobie ze odwiedzimy go niebawem ponownie ale na troche dluzej. W Radkowie korzystajac z porad Klamerki odnajdujemy lokalna knajpe w budynku dawnej stacyjki PKP.

Niestety nie podaja tu zadnego zarcia w postaci innej jak plynna wiec burczenie w brzuchach polaczone ze smutnym wzrokiem kierowcy powoduje ze tym razem rozsiadamy sie w innym lokalu. Zapewne wrocimy do Radkowa wiec wrocimy i na stacyjke!

Jakos tak wychodzi ze droga z Wroclawia do Pasterki zajmuje nam okolo 5 godzin wiec czesc ekipy juz sie troche o nas martwi co nas pozarlo. Ale nie jestesmy ostatni- Chris, Karuda i Tomek melduja sie po polnocy.

Bardzo fajnym rozwiazaniem w schronisku w Pasterce jest instytucja tzw "kazamat" to jest piwnic w ktorych nie obowiazuje cisza nocna mozna spiewac, drzec ryja i imprezowac do do woli, chocby po swit.

Na drzwiach kazamat "instrukcja obslugi" dla turystow ktorzy troche sie tu "zasiedzieli"

Rano ,tzn tylko troche po poludniu, wyruszamy na kolektywna wycieczke. Plany na poczatku sa bardzo ambitne i troche mnie przerazaja, ale potem sie troche kurcza i wychodzi nawet calkiem "bubowa" trasa tzn na Bożanowski Spicak. Po drodze ładne skalki, grzybowate ostańce, widocznosc nie poraza a slonce to chyba calkiem o nas zapomnialo.

W okolicach szczytu robimy piknik na sniegu polaczony z podgrzewaniem cieplej strawy i konsumpcja dóbr wszelakich.

W Pasterce spotykamy forumowiczow z goryszlaki, chwile biesiadujemy razem przy stole umawiajac sie ze razem niedlugo podazymy w strone Szczelinca

Wieczorem , gdy zmrok spowija juz okolice, wyruszamy z pochodniami na Szczeliniec.

Jednak zywy, pelgajacy ogien to zupelnie co innego jak bezduszna czolowka o sinej, zimnej poswiacie.. W drgajacym, cieplym blasku plomieni zupelnie inaczej wyglada nocny swiat. Zdaje sie ozywac nieznany za dnia swiat cieni, dziwnych skalnych formacji i rosochatych drzew. Czuje, jakbysmy nie byli tu sami i cos sie z boku przygladalo korowodom postaci zmierzajacych na szczyt.

Jak zwykle na podejsciu zostaje troche z tylu. Oddala sie ognista łuna o zapachu andrzejkowych wrozb polaczonych z aromatem swiatecznego cmentarza,a lesne stwory znow usypiaja w ciemnosciach zimowej nocy. A moze wcale nie usypiaja tylko staja sie dla mnie niewidoczne?

Przypomina mi sie opowiesc jakiegos forumowicza o tej gorze wlasnie, jak wedrujac tu samotnie przy jednej ze szczelin poczul dziwny chlod, pomruk ze skal i czyjas obecnosc.. Ciekawe w ktorym to bylo miejscu? W tym momencie dochodze do bardziej niz wczesniej oblodzonych schodow, wiec moje mysli podazaja w bardziej "przyziemna strone" tzn ktora reka zlapac sie skaly skoro niose dwa kije i jedna pochodnie?

Z platformy widokowej na szczycie puszczamy lampiony- 10 sztuk, jako ze to juz 10 zlot forum. Fajnie patrzec jak swiecace kule szybuja ku niebu, coraz dalej i dalej w strone gwiazd, aby w koncu zlac sie z nimi i jako kolejne jasne punkciki byc juz zupelnie nie do odroznienia..

Jako ze dowiadujemy sie o wypadku majacym miejsce wlasnie na Szczelincu pare godzin temu, w dol schodzimy nawet troche ostrozniej i bardziej zachowawczo niz dyktowalby to zwyczajny instynkt. Aby nie dopuscic do upadku , niektore , bardziej oblodzone i strome fragmenty trasy czesc ekipy pokonuje zjezdzajac na zadkach

Mi przy jednym zjezdzie gasnie pochodnia i mam potem problem aby taka rozmoczona odpalic ponownie

Wieczorem robimy przed schroniskiem ognicho gdzie delektujemy sie pysznym murzynkiem Agnieszki, przetworami przyrzadzonymi przez mame eco i udaje mi sie wysepic kawalek kielbasy bo oczywiscie zapomnialam zabrac. Jest tez grzesiowa nalewka z apetycznej karafki

Rano to niestety czas pozegnan, prob wykonania kolektywnego zdjecia (ale niestety nie udalo sie naraz zebrac wszytskich do kupy, zawsze kogos brakuje...)

A potem juz powrot do domu albo zajecia w podgrupach. Niemala gromadka odwiedzamy imponujacej wielkosci zamek w Ratnie, gdzie odwage i zwinnosc wejscia do srodka(tzn skakania po oblodzonych gzymsach) wykazal tylko Grzes, Chris i Karuda.

Potem juz w mocno okrojonym skladzie (ja, toperz i Iza) odwiedzamy palac w Scinawce Sredniej

i Scinawce Gornej, gdzie wbrew zapowiedziom nie spotymy zadnego psa chetnego obgryzc nam tylek.

Nie spotykamy tez ludzi w obejsciu wiec pukamy z pytaniem o klucze do najlepiej zachowanej czesci tzn kaplicy.

Prowadzi nas tam bardzo mrukowaty chlopak- niesamowite ze mozna tak krotko kwitowac nasze rozbudowane pytania i sentencje

Na koniec skuszeni pewna relacją odwiedzamy Nowa Rude ze slicznymi podcieniami nad rzeka

zaułkami wszelakimi

ciemnymi czelusciami starych klatek schodowych

czy dziwnym Chrystusem ktory oprocz krzyza i cierniowej korony ma wbity w glowe wielki gwozdz!

Knajpa "U Mikusia" byla niestety zamknieta i robi dziwne wrazenie bo w srodku na stole jest wylozona spora ilosc jakiejs bizuterii.

Na szczescie "Mozaika" jest otwarta i ogromnie przypada nam do gustu!

Troche przypomina mi nasz ulubiony bar we Lwowie! Oprocz trunkow wszelakich mozna tu rowniez zjesc- do wyboru zurek, bigos, flaczki, pierogi i tym podobne sympatyczne potrawy. Jakby ktos sie zasiedzial kusza zakąski w postaci sledzikow i jajeczek z majonezem. Jako ze dzien ma sie ku koncowi (a i tez grozi nam lincz ze strony kierowcy) nie rozsiadamy sie na dlugo! Tu tez niebawem wrocimy!

I tak to kolejny zlot minal, przeszedl do historii i pozostal jak zywy w niezwykle milych wspomnieniach:
https://picasaweb.google.com/112202359829575992568/201302_GoryStolowe_ZlotForumSudeckiego
https://picasaweb.google.com/112202359829575992568/201302_GoryStolowe_DolnoslaskieMiasteczka


Z pochodniami marsze?! Faszysty!!!
to teraz moja wersja

w piątek odbieram Eco o 14 i suniemy w kierunku Ziemi Kłodzkiej, po drodze podziwiając m.in. "umiejętności" polskiej drogówki. Parkowanie i zakupy w Nachodzie, po czym za Hronovem wjeżdżamy na zaśnieżone drogi (przedtem białego puchu wcale nie było za dużo) i kierujemy się na Machov. Według mapy miało tam być kilka restauracji lub knajp, ale na miejscu okazuje się, że to czarna d...a. Na szczęście w Machovskiej Lhocie znajdujemy uroczy hostinec w budynku z XIX-wieku, z równie długą tradycją.

W środku jest tak, jak powinno być w czeskiej knajpie - tanio, spelunkowato, smaczne piwo i równie smaczne jedzenie Analizujemy, jak dostać się do Pasterki, bo każda mapa pokazuje co innego, podobnie jak w terenie - okazuje się, że niedawno zmieniono przebieg niebieskiego szlaku, część innych po wejściu do Schengen przemodelowano, więc jest z tym niezły burdel.

W knajpie pokazują nam jak dojść do niebieskiego szlaku przez pola. Potem, im bardziej w las, tym bardziej ostro, w dodatku oznaczenie czasem nie jest najlepsze, a pod śniegiem czają się śliskie kamienie i drzewa, co boleśnie odczuwa Eco.

trochę sklinamy, ale cieszymy się, że idziemy we dwójkę, bo samemu byłyby jaja na częstych rozdrożach i szukaniu oznaczeń.

Po jakimś czasie dochodzimy do polany i tam to już w ogóle droga na wyczucie, bo ślady po biegówkach rozłażą się we wszystkie strony. W którymś miejscu przekraczamy granicę, ale nie wiemy gdzie, bo nie widać żadnego słupka - nie mniej pojawiają się polskie znaki, ale tabliczki na drzewach są nadal czeskie. Prawdziwy misz-masz Na szczęście jest już zielony szlak, teren się uspokaja i w miarę spokojnie dochodzimy do Pasterki.

Przed schroniskiem śpiewamy hymn, na co wychodzi do nas Grześ i Waldi, w środku jest już też Iza. Rozsiadamy się w jadalni, czekając na wjeżdżającą 3 razy do Radkową Bubę z ekipą, po czym przesiadamy się do kazamat, urządzonych w piwnicy, dokąd po północy docierają ostatnie osoby tego dnia.

W sobotę pobudka dosyć ciężka, wyłazimy późno ze schroniska, ale pogoda kompletnie nie zachęca. Plan łażenia chłopaki wymyślili baaardzo ambitny, ja idę spokojny, że przejdę maksymalnie 20% i wracam Na szczęście okazało się, ze w tych warunkach plan był niewykonalny...

Idziemy na czeską stronę przez Machovsky kriz, dawny punkt postojowo-medytacyjny pielgrzymek z Hronova do Wambierzyc, jest to też granica pomiędzy G. Stołowymi właściwymi a Broumowskimi Ścianami.

Po drodze pojawiają się pierwsze skałki oraz słupki i inni niemi świadkowie historii.

Pozostaje nam wejść na Boźanovsky Špičák, mijając co rusz nowe formacje skalne.

w pewnym momencie niektórym wydaje się, że to szczyt, reszta nie jest przekonana, ale i tak robimy sobie popas, celem rozgrzania się.

szczyt jest oczywiście dalej, ale i tak z niego nic nie widać, więc wracamy na polską stronę bez widoków, nie licząc oczywiście skał.

W schronisku siedzi Seba, który, jak się okazało, siedzi już tam od późnej nocy potem dochodzą gościennie GS-y - rowerowy hardkor RobertJ i zdradzająca Tatry Malgo Miło się było poznać

Po zmroku razem z GS-ami idziemy na Szczeliniec w świetle pochodni, co jest bardzo widowiskowe, ale i niebezpieczne, bo ciężko się trzymać na śliskich schodach, jak w ręku są pochodnie.

Przed Szczelińcem główny punkt programu - puszczanie lampionów.

w schronisku poznajemy kolejnych GS-ów: Barbórkę i Marka65. Gawędzi się miło, ale nagle sudecka część podejmuje decyzję o powrocie, na co wpływ mogły mieć ceny i jakość miejscowego piwa Chcąc nie chcąc trzeba się ewakuować, a w ramach bezpieczeństwa sporą część trasy powrotnej pokonuję na tyłku.

W Pasterce robimy jeszcze ognisko, są kanapki, kiełbaski, ciasto i inne takie, a także nawiedzony kot, polujący na przygotowującego kanapki Sebastiana.

Ogólnie jesteśmy zmęczeni, więc impreza nieco mniej huczna, niż w piątek, no i kierowcy muszą wypocząć. Mimo zapowiedzi, w niedzielę znowu nie słońca, więc ogólnie pogoda jest do bani...

Robimy częściową grupówkę przed schroniskiem...

Ludzie pakują się do aut, Seba nadal śpi, a my z Eco wracamy (tym razem zielonym szlakiem) do Machovskiej Lhoty, do samochodu. Dopiero teraz widać, ile zostało tam pięknych, starych budynków.

Zatrzymujemy się jeszcze w Nachodzie, ale jest tak paskudnie, że tylko idziemy na rynek coś zjeść. Przed granicą fotografujemy jeszcze schron Voda, robimy zakupy i ostatni postój przypada w Mąkolnie, gdzie oglądamy ruiny, widziane z drogi.

Okazuje się, że są to pozostałości po fabryce prochu, działającej tutaj od XVII wieku do dzisiaj (tyle, że w innej, bezpieczniejszej lokalizacji).

Dzięki wszystkim za przybycie (specjalne podziękowania dla Grzesia za organizację), nowo poznanym za poznanie, a reszta zdjęć w galerii
https://picasaweb.google.com/PudelekIV/PasterkaZlotSudeckiIGoscinnieGSY#
Bajerancki pomysł z tymi pochodniami . Na żywo wśród labiryntu to musiało wyglądać świetnie.

Boźanovsky Špičák to ładne miejsce, przy lepszej pogodzie idąc tą "pętelką" pojawia się sporo ładnych widoków.





Boźanovsky Špičák to ładne miejsce, przy lepszej pogodzie idąc tą "pętelką" pojawia się sporo ładnych widoków.


A ja takie:
http://www.zuziawdrodze-albumy.cba.pl/broumovske09.php

Do Pasterki całkiem przyjemnie sie wraca (po przejściu BŚ) przez Signal. Juz mniej widokowy odcinek ale bardzo ciekawe skały są po drodze.
Jaki fajny stary asfalt jest (byl?) przed schroniskiem w Pasterce!!!
Czy nadal taki jest nie wiem, ale wątpliwe by zrobili nowy.
Rok później, w 2010 nadal był ten dziurawy
Fajna mieliście imprezę.
A ja pamiętam zamek w Ratnie Dolnym, jak jeszcze nie był ruiną. W latach 60. i 70. XX w. mieścił się tam ośrodek wczasowy Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ponieważ moi rodzice byli nauczycielami, trafiliśmy na wczasy do Ratna Dolnego w lecie 1968 r.

Przy okazji przeprowadziliśmy z moją pięcioletnią wówczas siostrą, ostatni fotograficznie udokumentowany turniej rycerski w dziejach tego zamku

Ale cudne!
Niezły klimat tych fotek
Niesamowite jest zobaczyc ten zamek w takiej postaci! kurcze- duzo bym dala by moc pojechac na wczasy do takiego miejsca! I taki fajny stan zachowania byl wtedy -tzn nie ruina ktora zaraz sie zawali i zniknie z oczu i nie odpicowany pod linijke... I ten ogrod pelen letnich ziol i chwastow- az sie czuje zapach upalnego letniego popoludnia... Krzysiek- twoje zdjecia z dawnych lat nie maja sobie rownych.. Cokolwiek wrzucisz to czlowiek siedzi i sie wgapia z otwarta gęba!!!

to teraz moja wersja
w piątek odbieram Eco o 14 i suniemy w kierunku Ziemi Kłodzkiej, po drodze podziwiając m.in. "umiejętności" polskiej drogówki.


Buba, ta Mozaika jest fenomenalna! Koniecznie muszę ją odwiedzić!

Wiesz Paulino, że dzięki Tobie i Twoim fotkom z Ratna stwierdziłem, że nie jestem 98% mańkutem, którego w podstawówce przysposobiono jedynie do trzymania pióra w prawej ręce (bo kredek i ołówków już nie). A tu widzę, że od czasu do czasu potrafiłem wykorzystywać swoją prawą rękę również do czegoś innego
Możliwe, że to był warunek mojej siostry, aby doszło do tej szermierczej potyczki?

A tak wogóle to fajnie, że pojawianie się jakichś nowych wątków wyzwala lawinę nowych odkryć wśród starych domowych szpargałów i pamiątek

Fajnie, że czarno-biały świat końca lat 60. się Wam podoba. Pamiętam, że tydzień po powrocie z tych wczasów tak wesoło nam już nie było. Pod naszym domem w Świebodzicach, który stoi przy skrzyżowaniu ulic Wolności (prowadzącej ze Świdnicy) i Strzegomskiej (wiodącej z i do Legnicy), stały dziesiątki radzieckich ciężarówek, czołgów i transporterów. Sto metrów od naszego domu - w stronę świebodzickiego Rynku - był rozjazd na Wałbrzych i Jelenią Góre oraz Lubawkę. Kotłowało się, radzieccy żołnierze prosili nas dzieciaków o jabłka i inne owoce, trochę od nas starszych o fajki, jeszcze starszych o piwo i coś mocniejszego. W zamian otrzymywaliśmy czerwone gwiazdki z ich czapek i złote guziki od ich mundurów ("Towariszcz, daj odznaku" - wołaliśmy). I tak dwa tygodnie, codziennie gwiazdki od innych, coraz bardziej młodych krasnoarmiejców, jadących na podbój Czechoslowacji. Fotografii, niestety, nikt nie odważył się robić. A na domiar złego, jeden z czołgów zabił Ciapka, pieska naszej sąsiadki, pani Łączkowej. Urządziliśmy mu prawdziwy wojenny pogrzeb, chowając w grobiku wykopanym koło śmietnika na naszym podwórku.
I właśnie wtedy zrozumieliśmy, dlaczego tak często podczas naszych wakacji w Ratnie zadzieraliśmy głowy do góry, aby obejrzeć licznie przelatujące nad nami helikoptery, wtedy jeszcze krążące wyłącznie nad ziemią kłodzką. Zawsze wtedy machaliśmy z siostrą do pilotów.
Masz jeszcze te gwiazdki?
Nie mam, musiałem przehandlować. Może na plastikowe żołnierzyki ?
Fajnie, Krzysztof, że Ci się chce utrwalać te wspomnienia. Czytam i oglądam z ciepłą nostalgią (ten pojedynek Twój i Twojej Siostry w ogóle wybija się na pierwszy plan - pozdrów Ją od nas ). Jest to świat nie z zewnątrz oglądany, ten stary, tylko taki Twój... i po trosze każdego z nas.
Tak trzymaj. I kontynuuj.
Paulino, byłem wczoraj znowu w Ratnie.

We wczesnojesiennej (jeszcze)zieloności czułem się w tych ruinach jak w jakiejś Kambodży

Niby i ładnie. Ale jednocześnie wielki żal, że to wszystko się wali. Bo przecież jeszcze niedawno

Nie wiem, czy celowo, czy też przypadkowo, ktoś akurat na tej stronie otworzył jedną z kolorowych gazet walających się na podłodze jednego z pomieszczeń w zamkowej oficynie

Czasy gomułkowsko-gierkowskie przypominała też jedna z flaszek znajdujących się w tym pomieszczeniu. Czy w środku są przeszło trzydziestoletnie resztki piwa z pobliskiego browaru w Radkowie (zlikwidowanego w latach 90.), czy też noworudzkiej oranżady "Cyranki", tego już chyba nikt nie sprawdzi...

A tylko ten nic sobie nie robi z upływającego czasu

A tak nawiasem mówiąc to błąkałem się po Wzgórzach Ścinawskich w niekoniecznie wyłącznie refleksyjnym celu. Ponieważ dowiedziałem się, że zmieniony został w rejonie Wambierzyc odcinek głównego szlaku sudeckiego, postanowiłem zobaczyć co też znakarze wymyślili. I faktycznie, pomiędzy Ścinawką Średnią i Cierniną a Wambierzycami jest już bardziej widokowo:

O zmianie przebiegu szlaku jest więcej tutaj:

http://www.pttk.strzelin.pl/szlaki/czerw5.htm

Po zwiedzaniu (????) zamku w Ratnie poszedłem sobie jeszcze na kulminację Wzgórz Ścinawskich (534 m n.p.m.). Poszedłem bez szlaku, chociaż chciałem go znaleźć. W jednym ze swoich wątków pisałem o zmianach w przebiegu głównego szlaku sudeckiego w latach 70. Kiedyś szedł od z Ratna do Ścinawski Górnej właśnie przez kulminację Wzgórz Ścinawskich. Ze Ścinawki Górnej wchodził później przez Bieganów na Górę Wszystkich Świętych na Wzgórzach Włodzickich.
Chciałem wczoraj zobaczyć, czy na którymś z drzew na Wzgórzach Ścinawskich są jeszcze jakieś resztki tego skasowanego blisko 40 lat temu szlaku.

I były:

Znalazłem je w dwóch miejscach - być może zachowało się ich jeszcze więcej?

A innym optymistycznym akcentem mojej wczorajszej wycieczki jest konkluzja, że Sudety nam rosną. I to w zastraszającym tempie.

Na szczycie Ścinawskich Wzgórz, mającym oficjalnie 534 m n.p.m. włączyłem GPS w mojej komórce Samsunga i odczytałem, że szczyt ma już 551 m n.p.m.

Drżyjcie Tatry

PS. DakOta, bardzo Ci dziękuję za miłe i ciepłe słowa. I przepraszam, że te podziękowania składam tak późno
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nasza-bajka.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.