ďťż

Na frydlandzkich blankach (Góry Izerskie)

Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007

Czeskich gór nigdy nie za wiele, więc po trójstyku przyszła kolej na czeską część Gór Izerskich.

W piątek wieczorem, po pewnych perypetiach drogowych, przyjeżdżamy do naszej bazy, jaką jest miasteczko (a właściwie miasto) Hejnice (Haindorf) przycupnięte u stóp Izerów. Miejscowość jest malownicza, pełno tutaj starych sudeckich domów, a najbardziej znanym zabytkiem jest bazylika mniejsza oraz dawny klasztor franciszkanów.

Na ulicach jest jednak dziwnie pusto jak na piątek wieczór, większość przemykających stanowią śniadzi młodzieńcy wraz ze swoimi partnerkami. Na szczęście posilić się i zjeść można

Śpimy na kempingu nad rzeczką Smědą, który charakteryzuje się nieproporcjonalnie wielką liczbą psów tam nocujących. Jakieś 70% ludzi ma psa, najczęściej o postawie szczura i takiej odwadze Nad kempingiem króluje główny cel jutrzejszej wyprawy - formacja skalna Frýdlantské cimbuří (Friedlander Zinne), czyli frydlandzkie blanki, bo podobno są podobne do murów zamku we Frydlandzie. Ten ostatni tylko widziałem z daleka, więc nie porównuję

W nocy trochę pada, ale w sobotę pogoda jest doskonała - słońce, ale nie upalnie. Trasa na dziś jest stosunkowo krótka, lekka i przyjemna, żadnego pędzenia, żadnego zasuwania i bicia rekordów.

Najpierw idziemy przez wioskę, mijając kolejne przydrożne krzyże i pojedyncze gospodarstwa, później wchodzimy w las i szlak biegnie wzdłuż Černeho potoku, który na swoim biegu tworzy różne wodospady i kaskady. Mijamy je jednak, pnąc się w górę w okolicy pełnej skał i kamieni. Jakże ta część Izerów jest inna od tych, znanych z polskiej strony.

Po jakimś czasie na lewo znajduje się odbicie na pierwszy punkt widokowy, Hajni kostel. Wspinam się tam nie bez wysiłku i ze skały obserwuję widok, głównie na same Hejnice, bo od wschodu ograniczają go drzewa.

Dalszy odcinek to mniej lub bardziej skalista ścieżka, która eliminuje kolejnych turystów niedzielnych (a właściwie sobotnich), którym wysiadają płuca i słabo sobie radzą na nierównościach w klapkach i sandałach

Kolejne odbicie z zielonego szlaku to żółty na Frýdlantské cimbuří. Skały są rozległe, tworzą małe skalne miasto. Na zachodnich skałach, zwanych Brandfels, znajduje się punkt widokowy - wejście na główną, sterczącą skałę umożliwia drabinka, jest też kilka zabezpieczeń w postaci barierek, ale zbyt swobodnie się tutaj poruszać nie można. Na skale stoi krzyż, obrońców wymiotło...

tutaj już rozległa panorama, praktycznie dookoła - oprócz Hejnic doskonale widać m.in. Smrk oraz Stóg Izerski. Po podziwianiu widoków robimy krótką przerwę, w znalezionej skrzynce przybijam sobie pieczątkę, ale sielankę przerywają czarne chmury, które zjawiają się znienacka, na szczęście po chwili przemijają z wiatrem.

Wracamy do zielonego szlaku, który jest od tego miejsca znacznie bardziej łagodny, wręcz płaski, nie ma już też tylu skał. Dochodzimy do żółtego szlaku, swoistej magistrali, który przypomina już te Izerskie z okolic Orla i Chatki Górzystów - płasko, iglasto, szerokie trasy. Niestety, na drodze są betonowe podkłady (w końcu to Czechy), ale na szczęście można iść trawiastym środkiem. Tutaj jest już sporo ludzi, wielu klapkowiczów i rowerzystów. Z ulgą kończymy ten odcinek, przechodząc na czerwony szlak i zatrzymujemy się przy wodospadzie Černý/Velký Štolpich. Zdjęcia nie oddają jego potęgi - ma około 30 metrów, woda z hukiem spada po kilku 3-5 metrowych kaskadach.

Czerwony szlak jest bardzo przyjemny - wije się w górę pomiędzy skałami, widać resztki jego umocnień oraz słupków pochodzących z pewnością sprzed 1945 roku. Następnie wchodzimy w rzadszy las liściasty, ale skał nie ubywa, czeka nas jeszcze wejście na kolejny skalny punkt widokowy - Ořeąník (Nußstein). Wejście na sterczącą do góry skałę jest zabezpieczone poręczami, a pomocne są także wykute schody, ale i tak u osób z lękiem wysokości spowoduje zwiększone tempo bicia serca Zresztą kilka osób już stąd spadło i bynajmniej nie przeżyło...

Kolejny interesujący widok i po raz kolejny jako główny temat służą Hejnice.

Tutaj też sterczy krzyż (okazuje się, że nie było go tylko na pierwszym "kościele"), ma upamiętniać dwóch zakonników, którzy z tego miejsca udali się w dół, w swój pierwszy i ostatni w życiu lot...

Końcówka szlaku to zejście do Hejnic - początkowo lasem, potem polami oraz wzdłuż domów. W miasteczku zaglądamy do środka bazyliki - brzydka nie jest, ale wyposażenie jak na świątynię barokową dość ubogie. Ponieważ wewnątrz nie można robić zdjęć bez zezwolenia to muszę sam go sobie udzielić

Udaną wędrówkę wieńczymy wizytą w lokalnej spelunie, w papierosowym dymie i skajowych siedzeniach.

W niedzielę rano pogoda nie jest już tak dobra, skał z kempingu nie widać. Początkowo chcieliśmy odwiedzić zamek we Frydlandzie, ale zostawiamy go na kiedy indziej i jedziemy do dawnej osady drwali i węglarzy Smědavy (Wittighaus), gdzie stoi mocno komercyjne schronisko oraz znajdują się parkingi. Co ciekawe - na jednym chcą 30 koron za cały dzień, na drugim 60 za godzinę (przynajmniej tak parkingowy mówił) - nie ma to jak zdrowa konkurencja

Na weekendowy deser górski zostawiamy sobie drugi najwyższy szczyt czeski czyli Jizerę (Siechhübel) - na szczęście szlak to nie asfalt tylko drobne kamyczki. Po drodze mijamy dawne czechosłowackie fortyfikacje graniczne, których w tej okolicy pełno.

Samo podejście na Jizerę do forsownych nie należy, szczyt to grupa skał (z krzyżem oczywiście). Widoki są ograniczone, od północy ciągną gęste chmury, jest nieprzyjemnie i chłodno (termometr w bogato wyposażonej skrzynce turystycznej wskazywał 9 stopni).

W drodze powrotnej do auta łapie nas deszcz, ale teraz to sobie może Ponieważ jest wczesna pora, powrót na Śląsk postanawiamy maksymalnie opóźnić, zwiedzając sobie różne miejsca po drodze. Nie mam dokładnych map drogowych tych terenów, więc zygzakami dojeżdżam do Kořenov, gdzie obok ewangelickiego kościoła stoi kilka bunkrów. Przyszedł mi też do głowy pomysł zajrzenia do Harrachova i obejrzenia słynnych skoczni - obejrzenie było maksymalnie szybkie, bo Harrachov to miejscowość mocno nieprzyjemna, Krupówki w mniejszej i mniej zatłoczonej wersji. Potem, jadąc nieco na ślepo docieramy do osady Horní Polubný (dzielnicy Kořenova), gdzie, jak się okazuje, już przed godziną byliśmy, tylko wjechaliśmy od drugiej strony! Korzystając z okazji przyglądam się niszczejącemu kościołowi, cmentarzowi pełnemu starych grobów, a także czemuś, co było kiedyś (albo jest obecnie stylizowane) czechosłowackim PGR-em.

Potem już bez błądzenia - dłuższy spacer po Vrchlabi, w którym sporo pięknych domów z podcieniami oraz innych zabytków.

Potem jeszcze obiad w Trutnovie (niestety, bez wizyty w browarze), który ma bardzo ładny rynek, a w dodatku muszę tu kiedyś zawitać na spokojnie w związku z pamiątkami po roku 1866. Potem miałem się już nie zatrzymywać, ale jak jechać spokojnie dalej, jak przy drodze drewniane dzwonnice, barokowe kościoły oraz tęcze na tle burzowych chmur...

Pełna galeria w linku:
https://picasaweb.google.com/PudelekIV/NaFrydlandzkichBlankachGoryIzerskie#


Miasta i miasteczka Czesi mają rzeczywiście ładne.
Fajnie tam całkiem inne górki jak po naszej stronie - trzeba będzie coś o tym terenie pomyśleć w przyszłości:)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nasza-bajka.htw.pl
  • Copyright (c) 2009 Impreza plenerowa w Kiełpinie 22 kwietnia 2007 | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.