Rychlebské hory, Hrubý Jeseník 31.08.2012
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Za miesiąc mam urlop i wybieram się pokrzątać po Górach Łużyckich i Szwajcarii Saksońskie. Dobrze by jednak było nie zatracić kondycji. W tym celu postanawiam uderzyć w Rychlebské Hory i Hrubý Jeseník.31.08.2012r.
Pogoda żałosna, za oknem zaciągnięto, zapowiadają deszcz a wszelkie prognozy nie wieszczą żadnych zmian. Siedzę w pracy, z utęsknieniem spoglądam na rzucony pod ścianą plecak i wyczekuję 15. Po wybiciu upragnionej godziny następuje przeobrażenie z pana Andrzeja w ecowarriora. Robię szybkie zakupy i udaję się na przystanek autobusowy gdzie spotykam się z Michałem. Za kilka minut ruszamy do Złotego Stoku a Grzesia wciąż nie ma. Okazuje się, że biedakowi nie zgrało do końca skomunikowanie i będzie musiał do nas dotrzeć przez Kłodzko.
W Złotym Stoku, w barze prze dworcu, wypijamy po piwku, nawiązujemy rozmowę z przewodnikami miejscowych sztolni i korzystając z rady chłopaków przenosimy się nieodległej knajpy, w której czułem się niczym w bieszczadzkich spelunach Poznajemy Adama, chłopaka właścicielki, który ma zakaz imprezowania, bo wczoraj przesadził. Jakoś tak wyszło, że dostał dyspensę, bo pojawili się turyści a gościom należy opowiedzieć coś o historii i dotrzymać towarzystwa Ok. 21 pojawia się Grześ, no i rozkręciło się na dobre. Przywiózł jakieś mołdawskie napitki, Adam częstował koniakiem a ja wyjął placki na zagrychę I tak czas minął do północy.
Impreza imprezą, ale pora się zbierać. Wychodzimy na deszcz i, obiecując gospodarzowi, że jeszcze tu wrócimy, ruszamy ku Bílej Vodzie. Tuż przed granicą zatrzymuje nas policja, pytają dokąd w tak pieską pogodę i tej porze zmierzamy. Mówimy, że przez Borówkową i Žulovą do Jeseníka – a po co się zdradzać, że za kilkaset metrów mamy zamiar się rozbić? Chłopaki nieco zaskoczeni odpowiedzią przyjęli wyjaśnienie do wiadomości, dziwnie na siebie spojrzeli i zawrócili ku Złotemu Stokowi.
Zatrzymujemy się z w dawnej strażnicy. Obecnie konstrukcja budynku nie posiada żadnych ścian. Pozostał jedynie dach, który chroni nas przed nieznośnie zacinającym deszczem. Rozkładamy karimaty, śpiwory, wcinamy parę kanapek i grzecznie udajemy się na spoczynek.
01.09.2012r.
Dalej leje :/ Wykonujemy kilka zdjęć, chwilę zastanawiamy się czy jest sens zwlekać aż przestanie padać czy może ruszyć ku Borówkowej i tam zjeść śniadanie.
Decydujemy się na drugą opcję. Czerwonym szlakiem podchodzimy na szczyt gdzie za półtora miesiąca odbędzie się IX Zlot Sudecki. Na szlaku nie spotykamy żadnego desperata a wędrówkę umila sprawozdanie Grzesia nt tegorocznego pobytu w Mołdawii.
Pod Borówkową raczymy się piwkiem i strawą, po czym wchodzimy na wieżę widokową , by oglądać … mgłę :/
Przestaje lać. Podczas gdy zbieramy się do opuszczenia wiaty na szczyt wchodzi pierwsza para turystów. Schodzimy do rozdroża Nad Travnou i dalej zielonym kierujemy się ku pamiątce wojny trzydziestoletniej – Siedmiu Krzyżom (mylna nazwa związana z legendą, myśmy znaleźli tylko jeden). Następnie Komáří dolinkom schodzimy do Javorníka.
Mamy trochę czasu na autobus do Žulovej w związku z czym nikniemy w otchłani jednej z knajp. Podczas przejazdu do w/w miejscowości zauważamy, po prawej stronie, na wzgórzu (Lánský vrch) potężny drewniany stolik z parą krzesełek. Obiecujemy sobie, że gdy następnym razem będziemy w tych okolicach to koniecznie zwiedzimy to miejsce. Jeszcze sobie nie zdajemy sprawy jak szybko dopełnimy przyrzeczenia...
W Žulovej oprowadzam chłopaków po rynku, a następnie dokonujemy odkrycia roku! Trafiamy do sklepu spożywczego, w którym znajduje się również skromne menu z strawą którą można spożyć na miejscu. Zasiadamy przy jednym z 3 stolików i zamawiamy najlepsze langosze jakie kiedykolwiek jadłem!
Zadowoleni z podjętej decyzji zamawiamy kolejne dania i przenosimy się do pobliskiej knajpy.
Siedząc na tarasie, przy złocistym piwku i wybornej borowiczce obserwujemy co się dzieje wokół. Zauważamy pewnego faceta, waćpan również bierze nas pod lupę i dawaj w naszą stronę. Podszedł chwiejnym krokiem, uprzejmie zapytał czy może się dosiąść, następnie oświadczył, że ma dziś 41 urodziny i właśnie świętuje. Jubilat był tak pięknie podpity, że aż zazdrość brała! Od słowa do słowa i okazało się, że jego siostra mieszka w Polsce, a kilkunastoletni kundelek, który z zapałem starał się obsikać nasze plecaki, jest nałogowym palaczem marihuany Trochę rozmawiamy, wymieniamy niejedne poglądy, wypijamy po kolejnym piwku i borowiczce po czym zbieramy się by ruszyć ku Černej Vodzie. Zapada zmrok, a chłopakom zbiera się na wspominki wojska. Spokojnie kroczymy przed siebie, gwarzymy o legendach, przesądach, podaniach i miejscowych wierzeniach.
W Černej Vodzie również decydujemy się na postój przy piwku.
Około 21:30 – 22 ruszamy ku Chatce pod Kamieniołomem. Wędrówka się wydłuża a chłopaki wyraźnie dążą do przeprowadzenia na mej skromnej osobie linczu. Ostatecznie meldujemy się w opuszczonej chacie. Zrzucamy plecaki, rozkładamy karimaty i wedle woli, niektórzy rozpalają ognisko i chwilę biesiadują a inni kładą się na zasłużony spoczynek.
02.09.2012r.
Dziś czeka nas wędrówka ku Jesenikom.
Nad ranem niepewnie wychodzimy przed chatkę. Nie pada – super! Bierzemy się za rozpalanie ogniska, wcinamy smażone kiełbasy, tosty i bułki.
Pakujemy dobytek, schodzimy się przemyć w Marianskym potoku i w nieznacznej mgle, pośród skał i drewnianych kładek wijących się wzdłuż ścieżki Dr. Wiessnera, zmierzamy do wiaty przy Ripperůvym kámenu.
Stamtąd, czerwonym szlakiem, wzdłuż co rusz wybijających źródełek oraz wyskakujących zza drzew elfów, dostajemy się do Láznych Jeseników. Wykorzystujemy rezerwy czasu na przepłukanie gardła, po czym spokojnie schodzimy do Jesenik, skąd vlakiem docieramy do Głuchołaz. Odjazd autobusu za jakieś 1,5h., postanawiamy więc udać się w okolice rynku gdzie bierzemy się za podsumowanie wędrówki oraz planowanie kolejnych wyjazdów.
https://picasaweb.google.com/109840515031750955424/RychlebskeHoryHrubyJesenik3108201202092012r
Pogoda rzeczywiście nie dopisała, ale widzę, że humorki dopisywały, bo gastronomicznie było na poziomie. Tylko te elfy jakieś takie nieelfiaste...
Dobrze, że elfy pojawiły się na końcu wypadu, nie pogrążając już zupełnie naszych humorów podczas deszczu...
Co do strawy i napitków to cóż, trzeba sobie jakoś razić. A wypicie borowiczki w ramach protestu przeciwko pogodzie wydawało się być w dobrym tonie
Ambitna walka jak na taką pogodę... Podziwiam!
Wiesz, ostatni raz przed tym wypadem krzątałem się po górach na Wyrypie Beskidzkie, a od tego czasu minęło półtora miesiąca więc nosiło jak diabli
Ok. 21 pojawia się Grześ, no i rozkręciło się na dobre. Przywiózł jakieś mołdawskie napitki,
ecowarrior napisał:
buba1 napisał:
Ja właśnie się wybieram w te rejony w marcu. Szukam jakiejś niedrogiej bazy w okolicy Zulovej lub Javornika. Może być nawet jedna z wiosek np.