Niżne Tatry 2
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
PrologZ Tommym odnośnie wyjazdu zgadaliśmy się na forum npm. Wstępny plan zakładał wyruszenie na szlak 2 sierpnia. Po kilku dniach pogodowej huśtawki zapadła decyzja - tak czy siak jedziemy. Na miejsce ześrodkowania wyznaczyliśmy sobie Zakopane, skąd autobusem zaplanowany był skok na Słowację. I faktycznie, 2 sierpnia spotkaliśmy się z Tommym na dworcu PKS w Zakopanem, skąd przez Liptovski Mikulas i Rużemberk dojechaliśmy tuż przed 14 do Donoval.
W samym Liptowskim Mikulaszu uwagę moją przykuwa ściana płaczu w miejscowym dworcowym WC
Dzień pierwszy - 2.08.2011 r.
Krótko po 14, po odbiciu pamiątkowych pieczątek ruszamy raźno z Donovalów asfaltem w kierunku Hiadelskiego sedla. Miłymi połoninkami idzie się dość przyjemnie.
W końcu po jakiś 3,5 h lądujemy na Hiadelskim sedle.
Miejscowa wiata jest już częściowo zasiedlona przez grupę trzech młodych Czechów (którzy jak się potem okazało idą praktycznie cały czas z nami równolegle). Po krótkim namyśle mając na uwadze niedospaną noc decydujemy się jednak rozbić nieco powyżej własnymi namiotami. Szybka higiena przy wyjątkowo wydajnym źródle, obiad i dość prędko zasypiamy w naszych domkach.
Dzień drugi - 3.08.2011
W środę Tomek zarządza dość wcześnie pobudkę. Około 7 rano już jesteśmy na nogach. Śniadanie, zwijanie się i czeka nas jak się później okazało dość mordercze podejście na Velkoi Chochule. Upiorności podejściu dodaje bardzo gęsta kosówka, przez którą niestety trzeba się przedzierać. Idziemy każdy swoim tempem - Tomek wszak jest młodszy 10 lat ode mnie, no i sporo pewnie lżejszy . Ale na równym tempo mamy bynajmniej nieemeryckie. Widoki olśniewają...
W końcu po około 8 godzinach marszu lokujemy się w utulni pod Chabencem/Durkovą. Tu pytamy się o koszt noclegu w utulni (5 euro) i stanowania (rozbicia namiotu - 0 euro).
[img]https://lh6.googleusercontent.com/-e2guOTwJyTs/TkAbXDwJFOI/AAAAAAAAO1U/HPCjJrVALwE/s720/DSC01801.JPG[/img[
Decyzja jest prosta - rozbijamy nasze wigwamy . Korzystając ze źródła objawia się taki napis.
Powoli zasypiam, aż nagle słyszę polskie głosy zastanawiające jak dość do źródełka - udzielam więc z głębi namiotu wyjaśnień i zapadam w sen.
Dzień trzeci - 4.08.2011
W czwartek pobudka tradycyjnie o 7 rano. Śniadanie, pakmowanie i wio na szlak, Tym razem plan zakładał dojście do Stefaniovej Chaty. Ale na dzień dobry brykamy na Chabenec i wio dalej granią.
Uwagę też przykuwały kozice, występujące solo...
i stadnie...
Przez Deresze pomkneliśmy w kierunku Chopoka.
Ja zostałem raczyć się wielką Kofolą za 1.50 ojro a Tommy poszedł na lekko zdobywać szczyt. Na odchodnym dane było nam zobaczyć legendarnych tatrzańskich nosiczy.
Ruszamy ku Dumbierovi.
Tu się rozdzielamy - Tommy postanowia zdobyć Dumbiera, a ja ruszam do Stefaniczki zaklepać dla nas łóżka. Te udaje się zdobyć bez probelmu. Kiedy po 45 minutach nie widać Tommiego zaczynam go nerwowo wyglądać. Dociera idąca równolegle polska para Magda i (chyba Błażej), docierają Czesi i w końcu, gdy zaczynam myśleć o dzwonieniu z chmur wyłania się Tommy.
Wieczór spędzamy z rodakami racząc się piwkiem i kofolką za 1.80 euro (najdroższa jaką piłem). Odnośnie tego drugiego zacnego napoju rodacy potwierdzają moją tezę, że słowcka kofola góruje smakiem nad czeską . Klue program stanowi jednak możliwość wykąpania się w miarę ciepłej wodzie.
Po 22.30 rozchodzimy się do pokoi.
dzień czwarty - 5.08.2011
Piątek budzi nas słonecznym rankiem.
Zjadamy wliczone w cenę noclegu pyszne śniadanie (14 euro za noc). I koło 9 ruszamy na szlak celem dotarcia conajmniej do Ramży. Idziemy przez Rovienky.
Po trzech godzinach schodzimy na Czertowicę, gdzie w oczy rzuca się nieczynne schronisko
W motoreście wypijam dwie kofolki i ruszamy dalej w kierunku Ramży. Po drodze mijamy kolejnych Cyganów gdzieś w dole zbierających jagody (pierwszych widzieliśmy idąc Rovienkami). Idziemy wyrębami - na szczęście widać oznakowanie poprawiono w 2010 r. więc unikamy zbytniego błądzenia . Koło 15 osiągamy Ramżę.
Tu się posilamy. Tommy chce rwać do przodu z nadzieją, że jeszcze dojdziemy do sedla Priehyb lub zanocujemy gdzieś na grani. Ja wolałbym zostać. W końcu decydujemy się ruszyć dalej. Przechodzimy jakieś 100 m i naszym oczom ukazuje się burzowa aura tam, gdzie właśnie zmierzamy. Decydujemy się zostać w końcu w Ramży, co jak pokazał kolejny dzień było dość słuszną decyzją. Utulnia się powoli zapełnia. W końcu nocuje w niej 11 osób - część na podłodze. Dwie biwakują nieopodal przy źródle.
dzień piąty - 6.07.2011
Rano ruszamy na najtrudniejszy dzień wyrypy - w najczarniejszych prognozach spodziewamy się iść nawet 12 h. Dzień nie obfituje w specjalne widoki. Po 7 h meldujemy się na sedlu Priehyb. To zastajemy już znajomych Czechów. Zejście to daje zdrowo w kolana. Mając na uwadze dotychczasowe doświadczenie spodziewamy się iść jeszcze z 4 h. Okazuje się, że od Priehybu nawet ja wykręcam czasy z mapy drogowskazów, a czami idziemy nawet dużo szybciej. Rodzi się pytanie - czy słowaccy znakarze coś brali przed malowaniem drogowskazów??
Po 10,5 h drogi meldujemy się w utulni Andrejcova.
dzień szósty - 7.08.2011
Niestety niedzielny ranek wita nas niskowiszącymi chmurami. Mimo to decydujemy się zdobywać Kralovą Holę - w końcu szkoda się poddać na finiszu. Niestety w wilgotnym powietrzu i trawie moje Meindle zaczynają puszczać wodę (błędy impregnacji chyba). Przy wejściu grań zaczynam myśleć o odwrocie. Niestety Tommy ma wyłączony telefon. Pozostaje tylko rzucać głośno "panienkami" i iść jak się okazuje do siedzącego 100 m dalej Tommiego. Choć pogoda jest znacznie poniżej mojego minimum pozostaje iść dalej.
W końcu docieramy na Kralovą Holę i kryjemy się w skowycie huraganowego wiatru w specjalnym pomieszczeniu dla turystów w budynku przekaźnika rtv. Odpoczynek i zaczynamy schodzić z zamiarem dojścia do Telgartu czerwonym szlakiem. Przez przypadek zaczynamy jednak schodzić zielonym. Do drogi spod stacji jest ok, ale dalej widząc mokre krzaki decyduje się schodzić bardziej teoretycznie wydeptanym czerwonym. Cofam się te 10 minut i w miarę wygodnie jakieś 10 minut po Tommym schodzę do Telgartu. Tu witają mnie stojący na ulicach przedsiębiorcy branży handlu runem leśnym pochodzenie romskiego. Śmiejąc się pytam Tommiego czy nadal chce biwakować w Telgarcie .
W pobliskim bistro dla cyganów udaje się zasięgnąć języka o pizzerii, gdzie na szczęście za wysokie progi na smagłolicych nogi. Po obiedze autobus SAD uwozi nas do Popradu.
Epilog
W Popradzie rozstaje się z Tommym, który wsiada w autobus do Zakopanego. Ja decyduje się podskoczyć do Starego Smokovca pochłonąć jego górską atmosferę, a o 22.39 wyruszyć do Polski przez Bohumin (bilet 14.30 euro), to za 69 zł kontynuję podróż do domu.
Tommiemu dziękuję za sympatyczne towarzystwo i za niejednokrotne przełamywanie mojego siadającego morale.
Całość zdjęć jak zwykle T U
Świetna pogoda się trafiła! Zazdroszczę tej orgii widoków. Chyba wiem, co będzie trzeba rozchodzić w najbliższym czasie
Oj piękna pogoda, cudne widoczki!
Wycieczka elegancka, pogoda dobra, widoki super.
ładne widoki.
fajna wyprawa i dobre zdjęcia
a ja myślałem że nosicz to już legenda
Gratuluję przejścia całych Niżnych Tatr. U nas przydałyby się takie Tatry w wersji light
Gratuluję przejścia całych Niżnych Tatr. U nas przydałyby się takie Tatry w wersji light
Prawdziwy smakosz gór powinien zaznać Niżnych Tatr i naturalnie noclegów w utulnych.
Andrejcova dopiero rozpieszcza widokami...
Ale ciągnie mnie na łazęgę z plecakiem...
Piknie Panie Arielu! Piknie!
Prawdziwy smakosz gór powinien zaznać Niżnych Tatr i naturalnie noclegów w utulnych.
przeczytałem sobie teraz relację jeszcze raz i teraz przynajmniej częściowo czuję, co masz na myśli - w poniedziałek ruszyliśmy w Niżne z Eco od Trangoski, a dzisiaj przedświtem uciekliśmy z Andrejcovej...
no, odcinek Ramza - Andrejcova to jest coś. Więcej napiszę w swojej fotorelacji, ale ogólnie to stwierdziłem, że przeszedłem się tam raz i tyle mi wystarczy (Eco zresztą ochoczo mnie poparł )
no, odcinek Ramza - Andrejcova to jest coś. Więcej napiszę w swojej fotorelacji, ale ogólnie to stwierdziłem, że przeszedłem się tam raz i tyle mi wystarczy (Eco zresztą ochoczo mnie poparł )