"Ostatnia noc w Twisted River" - po spotkaniu
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Tutaj kilka słów relacji z tej części spotkania poświęconej samej książce. O reszcie - w "Propozycjach".Głównym tematem rozmów miała być najnowsza książka Johna Irvinga "Ostatnia noc w Twisted River". Jednak trzeba przyznać, że Irving skutecznie nasz Klub pokonał - i jeżeli chodzi o frekwencję, i o wygranie z książką
Podobno Irvinga albo się kocha, albo po prostu się go nie czyta. To pisarz, który budzi skrajne emocje. Z jednej strony tematy przez niego poruszane; bohaterowie, którzy zawsze mają jakieś skazy i nie do końca pasują do "normalnego" świata; sposób przedstawiania rzeczywistości i wydarzeń tak, że czytelnikowi wydaje się, że czyta najbardziej absurdalne i wydumane sytuacje, jakie pisarz w ogóle może stworzyć. Takie zarzuty padły też pod adresem "Ostatniej nocy". Największym jednak była długość powieści. Zgodnie stwierdziliśmy, że spokojnie mogłaby być krótsza - na początku i na końcu. Punkt kulminacyjny powinien być końcem powieści. Wydaje się również, że cała książka jest nierówna. Są fragmenty, które czytało się z prawdziwą przyjemnością, jednak te perełki były przedzielone zbyt długimi fragmentami, przez które trzeba było się przebijać, by dotrzeć do wartościowej sceny.
Irving deklaruje się jako fan powieści XIX-wiecznej, i tę jego fascynację widać w sposobie jego pisania. Bo, to trzeba przyznać, świat stworzony przez Irvinga w "Ostatniej nocy" jest naprawdę imponujący. Twisted River, New Hampshire, Boston, Vermont, Toronto jako ta warstwa geograficzna; dodać do tego trzeba tło historyczne i przemiany w ciągu tych 50 lat (1954-2004). To co jednak chyba najistotniejsze w tej książce to ludzie i ich relacje między sobą. Motyw samotnego "tacierzyństwa", dla nas jeszcze bardziej ciekawy w kontekście poprzedniej omawianej książki; motyw męskiej przyjaźni, która choć dziwna i chyba niestandardowa, to jednak taka "na śmierć i życie"; radzenie sobie każdego z bohaterów po prostu z życiem. To wszystko mamy podane z najdrobniejszymi szczegółami, może nawet zbyt drobnymi. I chyba słusznie Pani Maria zauważyła, że są powieści XIX-wieczne, dłuższe od "Ostatniej nocy", które połyka się jednym tchem. Więc deklarowane ambicje Irvinga może są trochę na wyrost, niekoniecznie mu to wychodzi.
Ja czytałam wcześniej oczywiście "Świat według Garpa" i "Modlitwę za Owena". "Modlitwę" bardzo serdecznie polecam. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że nawet jeśli Irvingowi nie do końca wychodzi pisanie w XIX- wiecznym stylu, to i tak są to powieści, które wymagają od czytelnika trochę więcej wysiłku niż inne. Może chodzi o szczegółowość świata stworzonego i ilość informacji (bohaterów, wydarzeń, sytuacji)? Żeby wgryźć się w jego powieść potrzeba czasu, spokoju, trzeba się przenieść umysłem w te miejsca w których są bohaterowie. Nie każdy ma na to ochotę, nie każdemu to pasuje, nie zawsze się chce.
Poza tym, mimo ciekawych bohaterów i samej akcji, nie byliśmy zbytnio tym zainteresowani. Nie rozmawialiśmy o bohaterach i podejmowanych przez nich decyzjach; o wydarzeniach w ich życiu, o splotach okoliczności i przypadkach, które tym życiem kierują. Wydaje się, że byliśmy zmęczeni samą książką na tyle, że wchodzenie jeszcze raz w ten skomplikowany świat i rozbieranie go na czynniki pierwsze, było ponad nasze siły
I dla oddania sprawiedliwości, kończąc pozytywnym aspektem Pani Grażyna broniła książki w całości. Przeczytała ją z przyjemnością i była zdziwiona, że reszta miała jakieś obiekcje do długiego początku i jeszcze dłuższego końca
Więc... myślę, że do Irvinga nieprędko wrócimy, niemniej było to bardzo ciekawe doświadczenie