Dziewiczy rejs po Pogórzu Kaczawskim
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Dziewiczy bo wstyd się przyznać, ale przez te rejony zawsze byłem tylko "przejazdem", a Góry oraz Pogórze Kaczawskie były dla mnie niczym terra incognita, biała plama na mapie.Po namowie wyruszamy z Agaciorem już w piątek od rana. Szczerze mówiąc ryzykujemy, prognozy pogody są fatalne, w okolicach Bolkowa ma padać... ale szczęście się do nas uśmiecha. Gdy dojeżdżamy do Bolkowa (pks z Wrocławia) przestaje padać deszcz i mimo grubej warstwy chmur na niebie jest dość ciepło.
Wycieczkę zaczynamy od zwiedzenia (splądrowania) zamku w powyższej miejscowości, gdzie pani w "zamkowym" sklepiku mówi nam, że poza sezonem nie sprzedaje map gór i pogórza kaczawskiego, bo jest... poza sezonem. Cóż, z braku laku zostaje mi mapa sprzed dziesięciu lat z błędami, bez czasów przejść ani odległości. To poza sezonem ludzie po górach nie chodzą?
Dalej czerwonym szlakiem oznaczonym jako "brzeżny" napadamy na zamek Świny.
Załoga jednakże uprzedzona o naszym przybyciu zabarykadowała się wewnątrz fortecy i nie udaje nam się go splądrować. Dopijając piwo obiecujemy tym psubratom, że jeszcze tu wrócimy i na złość podpalamy podgrodzie oraz okoliczne wioski, po czym uciekamy w Park Krajobrazowy Chełmy, gdzie w wiosce Kwietniki zwiedzamy okoliczny kościółek, przyglądamy się płytą nagrobnym wkomponowanym w tenże, oraz znajdujemy sklepik "Kropka" w którym to ku naszej uciesze wypatrujemy piwa z Namysłowa - dla tych co się znają
Gdy już napoiliśmy konie ruszamy ku ostatecznemu celowi tego dnia, jakim jest wioska Grobla, położona na południe od Kłonickiego Lasu, nad którym to króluje niepodzielnie Radogost.
Śpimy w agroturystyce "Muflon", których to swoją drogą jest tu ponoć bardzo dużo (mam na myśli zwierzęta, nie agroturystyki). O owej agroturystyce pisałem już w temacie "Noclegi".
Na drugi dzień pogoda jest już znacznie lepsza niźli dnia poprzedniego. Co jakiś czas pomiędzy chmurami prześwituje słońce. W Grobli zwiedzamy kościółek, znajdujemy kamienny krzyż z wyrytym nożem, dowód zbrodni sprzed lat i osnuci mgłą średniowiecza wdrapujemy się powoli na Radogosta.
Szlak kiepsko oznaczony, dawno nie odnawiany, częściowo zarośnięty. Na górę wchodzimy na "czuja". Z wieży podziwiamy widoki w kierunku północnym, północno-wschodnim, południe zasnute jest mgłą i chmurami, które całe szczęście koczują sobie nad Górami Olbrzymimi i się do nas nie zbliżają. Z wieży również schodzimy na "czuja". Po małych problemach odnajdujemy czerwony szlak i przez Bazaltową Górę dochodzimy do Małych Organów Myśliborskich.
Tutaj odbijamy na żółty szlak Wygasłych Wulkanów. Przechodząc przez wioskę Myślibórz mamy nadzieję, że natrafimy na sklep, niestety sklep zamknięty...
Wąwóz Myśliborski jakoś nie zrobił na nas wielkiego wrażenia. Fajnie bo fajnie, okej, idziemy dalej. A dalej to i przez pola z brukwią oraz nudniejsze odcinki Pogórza Kaczawskiego, aż do czasu kiedy to doszliśmy do Czartowskiej Skały, z której to roztaczał się ciekawy widok. Ciekawy ale nie wspaniały gdyż nad szczytami zalegała warstewka chmur oraz mgły, przeto widzieliśmy tylko najbliższe Góry Kaczawskie. Pod samą skałą znajdują się ławeczki, miejsce na ognisko i według mnie jest to rewelacyjna miejscówka na nocleg. Ognisko, ławeczki miejsce na rozbicie się, jest położone w wcięciu skały, dlatego jest się niewidocznym z zewnątrz.
Po naładowaniu baterii nie pozostaje nam nic innego jak udać się do wioski Pomocne, która to rzeczywiście okazuje się pomocna, gdyż znajdujemy w niej sklep! W międzyczasie mijamy się z Ecowarriorem oraz jego koleżanką, chwilkę rozmawiamy po czym oni jadą dalej (byli na rowerach), a my obiecujemy że jak tylko wypijemy właśnie zakupione piwka, to ruszymy w ich kierunku. Tak też zrobiliśmy.
Ostatni odcinek prowadzi nas do wioski Stanisławów oraz położonej na szczycie Rosochy (464m n.p.m.) chatki "Marianówka". W przeszłości na szczycie góry (Willmannsdorfer Hoch-Berg) położone było największe schronisko na terenie Pogórza Kaczawskiego, wymieniane w tamtym okresie we wszystkich przewodnikach turystycznych. Na dachu budynku schroniska mieścił się punkt widokowy, z panoramą Sudetów i Niziny Śląskiej. Schronisko zostało zniszczone po 1945 roku.
Idąc asfaltową drogą na północ, podziwiamy wspaniały zachód słońca. Zza mgieł wynurzają się Karkonosze oraz Izery.
Strasznie się ociągamy, przeto doganiają nas kolejne dwie znajome twarze i już razem, po zmroku, odnajdujemy chatkę, w której to pali się już w kominku, a co niektórzy zdążyli zjeść już rybę.
A potem to już zabawa, dyskusje, ognisko, smażone oscypki i kiełbasa. Agacior znika pierwsza, mi się urywa film po Ecowarriorowej śliwowicy.
Drugi dzień jak się zapewne domyślacie, nie należy do najprzyjemniejszych. A przynajmniej poranek.
Przy ruinach dawnej niemieckiej stacji radiolokacyjnej (kryptonim Rudiger), żegnamy się z zacną ekipą i wyruszamy znowuż we dwójkę do Złotoryi (czerwonym szlakiem). Jest piękna pogoda, a co za tym idzie wspaniałe widoki!
W połowie drogi w wiosce Leszczyna znajdujemy sklepik oraz co za tym idzie - lekarstwo. Tak, teraz to można iść! I nie ważne, że szlak jest fatalnie oznakowany. Z ciekawszych miejsc, rzeczy, mijamy totalnie zapuszczony zespół dworski w wiosce Leszczyna, oraz skansen górniczo-hutniczy w tejże. Przed sztucznym jeziorem, zbiornikiem Osadnik koło Złotoryi podziwiamy roztaczające się widoki na nizinę w kierunku północnym. Przed szesnastą jesteśmy w miasteczku, czekamy dziesięć minut na busa i cóż, trzeba wracać do domu. Planowaliśmy zwiedzić Złotoryję, ale nie mamy już czasu. Jednakże co się odwlecze, to nie uciecze, prawda?
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/zplecakiemprzezswiat/PogorzeKaczawskieOczamiRaubritteraAgaciora#