Noworocznie na Halę Krupową 01
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Dziwny splot różnych okoliczności sprawił, że moje plany sylwestrowe zmieniały się jak w kalejdoskopie. W końcu niezawodny Angi rzucił hasło - jedźmy w Beskid Żywiecki. Ostateczny wybór padł na schronisko na Hali Krupowej, w którym bez problemu udało się zarezerwować dwa miejsca.W nowym roku zaledwie po 2,5 h snu, o 3.30 zerwałem się z cieplutkiego łóżka, ubrałem się i pędem na pociąg do Warszawy. Na peron wpadam równo z gwizdkiem kierowniczki pociągu. Bez problemu łapię przedział i 1,5 h dalszego snu. Wszak pociąg z Szklarskiej Poręby toczy się nie przez Żyrardów, a opłotkami typu Mszczonów, Czachówek, Piaseczno. Dwie godziny jazdy zamiast jednej. Ale lepsze to niż marźnięcie na dworcu Wschodnim - zwłaszcza, że tłumów nie przewidywałem. Włączam telfon, żeby pchnąć sms-a do Angiego. Ale czeka na mnie już wiadomość, że Angi zaspał i zwiał mu pociąg. No cóż - miał on na mnie czekać w Kraku, teraz rolę się odwróciły. Bez problemu dojechałem do Warszawy. Pociąg TLK w kierunku Krakowa zgodnie z przewidywaniami jechał pustawy - miałem miejsce leżące, które stało się pretekstem do dalszej drzemki .
W Krakowie na RDA smród okolicznych meneli - oczekiwanie skracam sobie śniadaniem, czytaniem Wyborczej. W końcu dociera Angi. O 11.40 MercBus porywa nas do Skawicy. Tu szybka kawa w barze i o 14 rozpoczynamy asfalting do Skawicy Suchej Góry.
Niestety z ładnego poranku zrobiło się szare i pochmurne popołudnie .
Mijamy po drodze wiatę - nasze myśli kierują się oczywiście ku Bubie .
W Skawicy Suchej Górze okazuje się, że moje Twixy zostały w domu
Od Skawicy Suchej Góry zaczynają nas mijać pierwsi turyści, którzy zajrzeli tego dnia do schroniska na lekko. W sumie mijamy kilkanaście jak nie więcej osób. Szlak przedeptany, zresztą śniegu po kostki. Po 2.15 h marszu sięgamy po czołówki. Po 2.45 h meldujemy się w schronisku - w sumie tempo letnie . GPS w porywach pokazał 19 km/h .
W schronisku szybko się integrujemy z silnie sfeminizowaną ekipą pozostałą po Sylwestrze. Pojawienie się dwóch osobników przystojniejszych od przeciętnego szympansa zostało przyjęte nad wyraz dobrze . Choć bractwo nie góroholiczne, to piwo doskonale łamie bariery . Co ciekawe przysiadają się także państwo Ogrodowiczowie, a pani Maria pokazuje swoje znacznie milsze oblicze . Czas do 22.30 upływa przy piwku, kartach i kalamburach, w których prym wiedzie Angi z imprezowiczką Anetą ;-P.
W niedzielę zamierzamy rano wyjść. Dzowniący bezlitośnie o 7.40 budzik zostaje zignorowany - wszak to co za oknem nie nastraja optymistycznie. Śpimy w sumie jeszcze godzinkę... W końcu wstajemy, zamawiamy śniadanko u nadal miłej pani Marii i zaczynamy się szykować do drogi. A tu zonk - jeden z moich stuptutów nie ma sprzączki... No nic - może nie będzie źle. Ruszamy na Halę Kucałową z której mało co widać...
Stąd zielonym szlakiem zamierzamy zejść do Zawoji.
Już na drugiej polanie schodzimy z utartego szlaku i zapadamy się po kolana w śniegu. Dodatkowo łamię kijek trekingowy. Zaczynamy się zastanawiać nad powrotem. Na szczęście udaje się trafić na utraty szlak i odtąd brniemy jedynie po kostki w świeżym puchu, tylko czasami zapadając się po kolana. Niestety przez moją niedyspozycję sprzętową cały ciężar torowania spada na Angiego. Po blisko czterech godzinach taplania się w świeżym śniegu docieramy nad Zawoję.
Po dalszym 0.30 h schodzimy do Zawoji Centrum. Obiad i łapiemy busa do Krakowa. Po drodze jednak bus łapie godzinę opóźnienia w korkach. Decydujemy się na przesiąść na pociąg. Okazuje się, że kierowca busa nie chce nam oddać pieniędzy, a przecież to nie nasza wina, że musimy przerwać podróż. Niestety nie czekał też patrol policji przeze mnie wezwany.
Pizza, i o 19.03 ruszamy wesołym pociągiem do Gdyni. Pasuje on i mi i Angiemu. Łapiemy wygodną miejscówkę w przedsionku. Niby jest wolny korytarz, ale kręci się po nim młodzież, której trzeźwość jest odwrotnie proporcjonalna do wieku :-/.
Angi w Pszczynie przesiada się na auto do domu. Ja jadę dalej. W Katowicach przesiadam się na prawie puste wagony z Krynicy. O 2.20 melduję się w Koluszkach, tu czekanie na spóźnioną Szklarską i o 4.35 ląduje w domu. Angi właśnie wstaje do pracy .
Angiemu dziękuję za pomysł na wyrypę i miłe towarzystwo.
Zdjęć nie wiele - zapraszam na Picasę.
Czas do 22.30 upływa przy piwku, kartach i kalamburach, w których prym wiedzie Angi z imprezowiczką Anetą ;-P.