Marcowanie na Luboniu 05
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Od poprzedniego wypadu w góry minęły trzy tygodnie, więc organizm domagał się kolejnej dawki terenów bardziej niż wypukłych. Pozostawała jeszcze kwestia uporania się z zaległą chałturą i można było pomyśleć o spakowaniu plecaka i ruszenia w góry. Szczęśliwie praca zlecona została zakończona piątkowym popołudniem. Jedynie zdecydowałem się zmienić plany i pojechać jednak na górę z antenką, czyli dawno nie odwiedzany Luboń. Plan był prosty - między Wawą i Krakowem korzystam z pociągów InterRegio akurat dających najlepsze możliwości zwłaszcza powrotu. No i clue programu miała być Perć Borkowskiego, którą jeszcze nie wędrowałem. Dodatkowo jeszcze w Krakowie musiałem zdobyć jakiekolwiek raczki - obsługa schroniska nie pozostawiała złudzeń - na szlaku jest ślisko. Raczki kupiłem (niewspółmiernie drogo do jakości). I busem o 12 ruszyłem z RDA do Krakowa. W Rabce szybki kebab i ruszam niebieskim szlakiem do Zarytego.Tu szybki przeskok na żółty. W okolicach Perci zakładam na wszelki wypadek raczki. Te jednak w najmniej oczekiwanym momencie potrafią spaść z buta. Samą Perć pokonuję po gołoborzu - szlak gdzieś ginie w krzakach...
W końcu Perć zaliczona i mknę w promieniach zachodzącego słońca do schroniska. Od Zarytego minąłem zaledwie cztery osoby. W schronisku jak na razie ląduje pierwszy. W jakieś 0,5 h później ląduje chłopak mniej więcej w moim wieku. Szybko znajdujemy wspólny język, do dyskusji też przyłączają się obecni chatarzy Aneta i Paweł. Trzeba przyznać, że Knoflik trafił z nimi w "10". Oboje to aktywni górołazi . O 22 krótka toaleta (brak wody) i uciekamy wszyscy w objęcia Morfeusza.
cdn.
Ciąg dalszy następuje .
Zgodnie z planem budzę się koło 8 rano. Niedzielny plan uległ diametruialnej przemianie. Nie schodzę do Mszany, czy nawet do Zakopianki, tylko pruję owszem do tej ostatniej destynacji która jest tylko etapem w wędrówce do...Rabki przez Naprawę, Skawę...
Śniadanie i o 9.05 kieruję ostatni rzut okiem na schronisko.
.
Droga na Mały Luboń okazuje się jednym niemal ciągłym lodowiskiem. Sięgam więc do plecaka po raczki. Ten z lewej nogi wciąż uparcie lubi zeskakiwać. Cóż... Najważniejsze, że się nie przewracam. W końcu docieram na Surówki.
Po kolejnej godzinie osiągam Zakopiankę i ruszam do Naprawy. Zaczyna padać śnieg. W Naprawie bez szlaku kieruję się do szosy 28, gdzie przechodzę na GSB. Śnieg daje sobie spokój... W Skawie sklepostop - uwagę zwraca ten oto sierściuch...
Ze Skawy ruszam na kolejne dziś spotkanie z Zakopianką
W końcu zbliżam się do Rabki.
O 14, po 5 h marszu melduję się pod Muzeum im. Wł. Orkana. Zwiedzam je i ruszam na dworzec busowy. O 15.10 miniautobus wywozi mnie na niziny.
Reszta fotek tradycyjnie na
P I C A S I E
Jak mało śniegu
Jak mało śniegu
Chyba znów trzeba odwiedzić Luboń Niech się tylko trochę zazieleni
Z tymi raczkami to faktycznie niefart:/ Byłem na Perci z 3 lata temu, w tym samym okresie, po beskidzkim zlocie na Gibasach. Ówcześnie szło się idealnie. Śniegu, a tym bardziej lodu, ni widu, ni słychu
Ha, kolejne znajome miejsce
ten sierściuch, jak to okresliłeś to kotka
Ariel, Ty to masz zaparcie! Żeby na tak krótko wyrwać się w góry
Luboń ma coś w sobie magicznego, przynajmniej dla mnie. Myślę, że to z powodu Berniego i wielu miłych chwil tam spędzonych.
Pamiętam zimowy wieczór w schronisku na Luboniu: za oknem pizgawa, zima na maksa, w pokoju słabe, pomarańczowo-brązowe światło, gorące kafle przy piecu, Berni dziergający sudoku przy stole i ta piękna, pozytywna cisza, w której 2 ludzi czuje się naturalnie.
No i na minusie w łazience też było ciekawie kiedy to zamiast korka w umywalce był lód. To były czasy...
Berni, jeśli to czytasz pozdrawiam Ciebie serdecznie!
Już prawie wiosennie.
Fajny wypad, choć szkoda troche, że nie trafiłeś na ciut lepszą pogodę.
Ariel, Ty to masz zaparcie! Żeby na tak krótko wyrwać się w góry
Cytując moje dziecko...Tu jadłam najobrzydliwszą pizze w moim życiu...A mi tam piwo smakowało
bardzo fajne zdjęcia