Mała Fatra Krivańska 17
Impreza plenerowa w KieĹpinie 22 kwietnia 2007
Zaledwie trzy tygodnie wcześniej wróciłem z luczańskiej cześci Malej Fatry, a z powrotem pędziłem pociągierm w kierunku Żyliny. Tym razem planem było dokonanie rozliczeń z obiema częściami MF - zaliczenie Chlebu i Stien oraz przejście z Martinskich Hol do Streczna. Jak się okazało pogoda później zweryfikowała dość mocno te ambibtne plany.Tym razem na wyjazd udałem się z towarzyszką wielu zeszłorocznych wyjazdów - siostrą mojej ex małżonki Gosią. To warunkowało niejako tempo przemieszczania się.
Rankiem 17 lipca wyruszyliśmy bez przygód do Bohumina. Dalsza podróż do Vrutek przebiegała także bez większych problemów. Wychodząc z dworca kolejowego we Vrutkach dane nam było ujrzeć zniakający za rogiem autobus linii 27. Nie muszę ukrywać, że był to nasz autobus mający zwieźć znas do Turcanskich Klacan na start szlaku. Kolejny miał być za 35 minut, ale oczywiście się spóźnił (czego szkoda, że nie zrobił jego poprzednik )... W końcu wylądowaliśmy w Turcanskich Klacanach. Tu mój wzrok przykuł drogowskaz jeszcze sprzed rozpadu Czechosłowacji!!!
Zaczynamy mozlolnie się wspinać do Chaty na Klacanskiej Magurze. Po mniejwięcej godzinie marszu jest miejsce odpoczynku za wiatą i wydajnym źródełkiem.
Po morderczym podejściu
po trzech godzinach marszu docieramy w końcu do schroniska
Jako, że mamy śpiwory z marszu kwalfikowani jesteśmy na glebę za około 5 euro. We wnętrzu wisi cały zwierzyniec...
Spożywamy obiadek, popijamy piwkiem i kofolą i udajemy się na spoczynek .
W poniedziałek, 18 lipca ruszamy w kierunku Suchego.
Szczyt jednak jak i sąsiednie trawersujemy. Raz, że górą szedłem dwa latat temu, dwa, że chwilowo i tak nic nie widać... W końcu docieramy na sedlo Priehyb. W czasie naszje sjesty chmury łaskawie się podnoszą.
W końcu docieramy na szczyt Małego Krywania. A tam czekały nas miodne widoki .
.
Ruszamy dalej. W źródełku sączącym się ze stoków Kopierek dobieramy wody.
Zmęczenie daje znać o sobie... Więc mijamy znany mi już wierzchołek Wielkiego Krywania i ruszamy w kierunku Snilowskieho Sedla.
Po przeszło 8 h od wyjścia z porzdniego schroniska docieramy do Chaty pod Chlebom.
Tu prawdziwym dramatem okazuje się nie brak możliwości dokładnego umycia się, a brak smażonego sera . Niestety coponiektóre nie jedzą ani słowackiej kiełbasy, ani też bryndzovych haluszków. Napawa mnie to pewną obawą, czy moja towarzyszka następnego dnia mówiąc kolokwialnie nie zdechnie. Przy kolacji trochę pogaduch z ekipą z Wielkpolski i udajemy się na naszą glebę. Tym razem przywiązany przy wejściu bernardyn zamuje się swoją kolacją więc nie grozą nam ponownie przygody w stylu Ecowarriora. Trzeba przyznać jednak, że ten pies obdarzał swoimi względami obie płcie równo oobłapiając namiętnie od tyłu .
Rano do śniadania zaś bujamy w chmurach.
Po śniadaniu znaną już drogą wracamy na Snilovskie sedlo, skąd ruszamy na Chleb.
.
W przeciwieństwie do zachodniej część pasma panuje tutaj zwiększkony ruch. W ciagu 10 minut czasami mija się więcej ludzi niż poprzedniego dnia przez 8,5 h... Mimo to daleko do oblężenia znanego z wielu fragmentów polskich gór. Wśród mijanych plecakowców niemal 100% to Polacy.
W końcu docieramy na Południwoy Gruń, gdzie zaczynamy koszmarne dla naszych kolan zejście do Chaty na Gruni.
O 14.30 lądujemy w schronisku i kończymy trzeci dzień wędrówki. Szczęśliwie to serwują vyprażany syr . Po kilku godzinach dołącza się do nas nasz krajan idący od Zwardonia przez Wielką Raczę i Terchową i tak na pogaduchach mija nam wieczór.
W środę rano wyruszamy do Stefanovej z zamiarem zaliczenia Dolnych i Novych Dier. Niestety na wejściu do wsi wita nas deszcz utrzymujący się przez najbliższe dwie godziny. Wobec braku szans na poprawę zapada decyzja o powrocie do Polski.
Całość fotek tradycjnie na P I C A S I E
Tu mój wzrok przykuł drogowskaz jeszcze sprzed rozpadu Czechosłowacji!!!
Cudo!
Piękne!
Mniam!
Piękny poranek!
Znam to uczucie. I szczerze współczuję!
I jak ładnie pozują do zdjęcia
Świetna wycieczka! Piękne zdjęcia i fajnie opisane! Brawo Ariel!